środa, 30 kwietnia 2014

Zaklęcie 8: Dzień wolny

~ Perspektywa Karona* ~ 
W końcu czas wolny od zajęć. Jestem osobą która nie widzi sensu w nauce a i tak lubi niektóre przedmioty. Chciałem ten dzień dobrze wykorzystać więc nie zwlekając, z samego rana, czyli o 13.00 pobiegłem do Faye. Siedziała na kanapie w salonie z Nagini i kimś kogo nienawidzę, z Potterówną. Podszedłem do Faye. Zacząłem słuchać o tym co mówiła Potter... zgubiłem się po „słodziak”. Gdy mnie zauważyła W KOŃCU zamilkła. Czułem się dziwnie gdy na mnie patrzyła. Walnąłem ją z piorunka i zacząłem. Jak zwykle nie umiałem się wysłowić, ale to mam jeszcze z czasów gdy byłem w Bremen. Po długim składaniu sensownego zdania udało się. Faye nie myślała zbyt długo. Zgodziła się. Siedzieliśmy już razem w ( nie ) zacisznym zakądku, popijając piwo. Zaczęła się rozmowa o Voldziu... kurde! SAMI WIECIE KIM, Draco (przytoczę kawałek rozmowy : " - Niestety to mój kuzyn... Nasze matki to siostry.
-Biedactwo. Ja na szczęście nic nie mam z nim wspólnego. " ), o tym, że nie wierzy mi, że mam jednorożca... No, przez to szybciej dopiliśmy swoje porcje piwa i poszliśmy w stronę chatki Hagrida. Cała rodzinka rudych siedziała z Harrym i Hermioną.
-Patrzcie, to Karon.. "pupilek" Snape' a - powiedział Ron, z drwiącym uśmiechem. Prosił się o lanie! Dostał z pioruna. Jego brat, Fred, wytrącił mi różdżkę, lecz nikt, nawet ja, nie wiedział o jednym... umiem rzucać zaklęcia bez magicznego kijka. Tak więc po paru sekundach wszyscy, WSZYSCY leżeli i się zwijali z bólu. Miałem cichą nadzieję, że to zaimponowało Faye, ale ona chyba nawet nie zauważyła. Podszedłem po różdżkę. Ręką pokazałem Faye by poszła za mną. Gdy tylko podeszliśmy do boksu mojego rogatego kumpla, dziewczyna odskoczyła. Zacząłem się śmiać. Nie wiedziałem czego tu się bać. Jaram się jednorożcami, może dlatego. Po półgodzinnym dialogu zacząłem naciskać na to by go pogłaskała po pyszczku. Marudziła przez godzinę... Przyciągnąłem ją do Nitra, stanąłem przy niej, wziąłem jej dłoń i zacząłem jeździć po gładziutkim futerku. Wziąłem ją z zaskoczenia. Wsadziłem na Jednorożca. Chociaż się bardzo bała, pozwoliła mi zabrać się na przejażdżkę " TĄ BESTIĄ ".
Po całym dniu miałem już gdzieś czy ona tego chce, czy nie... byłem głodny i śpiący, więc poszedłem coś zjeść. Przy stole Draco opowiadał co robił. Ja tylko co jakiś czas spoglądałem na Faye. Gdy tylko zjadłem, pokierowałem się do łóżeczka. Tam czekała kołderka i podusia, czyli moje dwie kochane dziewczynki. Jakby mało było pewna blond włosa, śliczna dziewczynka, o północy mnie rozbudziła. Wyciągnęła mnie do bardzo złego miejsca, które się zwie... BIBLIOTEKA, a tak dokładnie do działu ksiąg zakazanych. Nie chciała być sama, a czegoś szukała... Kazała mi poszperać w jakiejś książce. Zobaczyłem tylko jedną literę i... i zasnąłem. Dalej nie wiem co się stało bo obudzono mnie na śniadanie. Byłem już w swoim łóżku z moimi dziewczynkami.
~ Perspektywa Faye ~ 
Od śniadania siedziałam, wraz z Nagini, w dormitorium Ślizgonów. Kocham tego węża! Jest pupilkiem tatusia, ale mimo to pozwolił mi zabrać ją do Hogwartu. Zawsze mogę powiedzieć jej co mnie trapi. W końcu to tylko zwierze.
Nie wiem ile czasu minęło, odkąd zaczęłam rozmowę w języku węży. Jednak w końcu zauważyłam Eve Potter, jedną ze Ślizgonek. Nienawidzi swojego brata, więc jak zwykle przyszła wyżalać mi się, jaki to Harry jest wkurzający.
-Mówię ci, znowu coś kombinuje.- powiedziała z nutką irytacji w głosie. Dało się wyczuć, że jeszcze chwilę temu kłóciła się z nim. Zawsze tak mówi, kiedy ostro się posprzeczają.
-Eve, kotku, wiesz dobrze, że Potter jest pod stałą obserwacją nauczycieli i Dumbledore’a. Nie ma jak kombinować.- uspokajałam ją. Siedziałyśmy chwilę w ciszy, aż w końcu czarnowłosa podsunęła dość ciekawy temat.
-Podoba ci się ktoś w szkole? Mi niekoniecznie, wolę tych z Durmstrang’u. Szczególnie Wiktora Kruma, jest boski! Fajnie byłoby pójść z nim na Bal, ale podobno zaprosił jakąś Gryffonkę.
-Mi? Tak, podoba mi się ktoś z Hogwartu.- zamyśliłam się, przez moment nie słuchając tego, co mówi do mnie koleżanka.
-Haloo! Halloo, Faye! Ziemia do Faye!- usłyszałam piskliwy krzyk przerażenia.- Boże, już myślałam, że padłaś na zawał, czy coś.
-Spokojnie Ev, nie jest ze mną tak źle. Pytałaś o coś?
-Tak! Kto ci się podoba?!- przysunęła się bliżej mnie, opierając ręce o skurzane siedzenie czarnej sofy.
-Eee … No ten, tego … D-Draco.- zająknęłam się i kontynuowałam.- Ale siedź cicho! Nikt, ale to NIKT nie może się o tym dowiedzieć!
-Słooodziak! Zazdroszczę ci, podobno też mu się podobasz.- nagle zamilkła, spojrzała przed siebie i prawie nie zetknęła się twarzą w twarz z Karonem. Widząc go odskoczyła na drugi koniec pokoju. Lestrange, jak zwykle zirytowany jej osobą, uderzył ją piorunem, wykonując specyficzny ruch różdżką, po czym zwrócił się w moją stronę.
-Faye..- powiedział, lekką jąkając się.- Może wyszłabyś ze mną … na przykład na piwo?
-Spoko i tak nie mam nic do roboty.- wstałam z zamiarem zmierzwienia mu włosów, gdy zorientowałam się, że są schowane pod maską.
-Haha, nie przyzwyczaili się do maski.- zaśmiał się. Jakby tak teraz pomyśleć to ma słodki śmiech. Ciekawe jak wygląda jego uśmiech bez tego materiału, zakrywającego twarz.
-Zobaczysz jeszcze kiedyś ci ją zdejmę.- powiedziałam, łapiąc go za rękę i ciągnąc przez korytarze lochów.
-Ehm, jasne. Chodźmy już.- mówiąc to, wyprzedził mnie i teraz to on, ciągnął mnie.
Idąc przez korytarze szkoły słyszałam lekkie śmiechy za naszymi plecami oraz westchnienia i marudzenia fanek chłopaka, który nadal trzymał mnie za rękę. Najwidoczniej nie miał zamiaru puścić. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, dodawało odwagi. Nadal nie przywykłam do murów Hogwartu, do uczniów i całej reszty, a ciepło jego dłoni, tak wielkiej w porównaniu do mojej, było kojące i sprawiało, że czułam się bezpieczna. Chcę częściej to czuć!
Wreszcie dotarliśmy do baru Pod Trzema Miotłami w Hogsmead. Wchodząc do pubu, znaleźliśmy wzrokiem wolny stoli na końcu sali. Karon poprosił, bym zajęła miejsca, a on tymczasem poszedł zamówić dla nas kremowe piwo, czyli to, co uczniowie kochają najbardziej.
Usadowiłam się wygodnie na krześle i oparłam łokcie o drewniany stolik. Zamyślona, nie zauważyłam, kiedy mój kolega przyszedł z dwoma kuflami słodkiego, bezalkoholowego cudu. Z rozmarzania wyrwał mnie zapach cynamonu i krówek.
-Oh, przepraszam.- powiedziałam, widząc zamyślone, zielone oczy. – Coś cię trapi? Nie zaprzeczaj, widzę to po twoich oczach, mów co jest!
-Nic takiego. Na serio ci się Draco podoba?- odpowiedział z lekką nutką smutku.
-Umm…Chyba tak. Ale nie do końca. Jest ktoś jeszcze … -przerwałam, nie chcąc, by kolejny sekret się wydał.
-Harry?- lekko zdziwiony, z ciągle utrzymującym się jakby smutkiem. Czy może raczej już przerażeniem?
-Nie! Co ci do głowy przyszło? W życiu! To śmiertelny wróg mój, taty i wszystkich Śmierciożerców.
-Heh. Taki żart.
-Oh, wybacz. Moje poczucie humoru wychodzi po za skalę… Ale na minusie.- odparłam troszkę zirytowana. Nie przepadam za żartami, chyba dlatego, że ich nie rozumiem.
-Wybacz.- wypił nieco ze swojego kufla. Spojrzałam na mój, który opróżniłam prawie od razu.- Może i cię znam, ale nic o tobie nie wiem. Powiedz coś.
-Co? Jestem nudna, nie trzeba nic o mnie wiedzieć.- kurde, znowu zaczyna spadać mi samoocena przy kimś, kogo naprawdę lubię.
-Ekchem, to nie ty, mając rodziców anglików, ledwo mówisz w ich języku.
-Nie marudź, twój angielski jest słodki! Z takim niemieckim akcentem fajnie to brzmi.- uśmiechnęłam się do niego, odrzucając blond włosy na plecy. Dziś miałam związane w dwa warkoczyki, co wyglądało z lekka dziecinnie.
-Słodkie warkoczyki. Słodsze niż twój beznosy tatuś.- zauważył.
-Dziękuję. Wiesz, za nieśmiertelność płaci się noskiem.- zachichotałam.
-Ja zapłacę okiem, albo forsą.
-Chcesz być nieśmiertelny? Po co? Nie lepiej zestarzeć się z ukochaną, z rodziną? – zauważyłam. Dziwne, pierwszy raz nie przeszkadzał mi hałas, jaki panował w klubie. W całości skupiłam się na rozmowie z Karonem i ignorowałam otaczających nas ludzi.
-Ale moja ukoo…- zamilkł nagle i zmienił temat.- Co sądzisz o Draco?
-Jest przystojny, to prawda, ale nie on jedyny. Gdyby nie był tak natarczywy i rozpieszczony, to może i skusiłabym się na chodzenie z nim. Ale jednak, jest jaki jest, a charakter liczy się bardziej niż wygląd. Umm… Karon, czemu nagle zmieniłeś temat?
-Nieważne. Niestety to mój kuzyn, nasze matki to siostry.
-Serio?!- zrobiłam wielkie oczy.- Wow, tego się nie spodziewałam. W sumie nazywał cię nie raz kuzynem, ale nie domyśliłam się, że to tak na serio.
Zapadła chwila ciszy. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Pomyśleć, że są rodziną … Jeden z nich podoba mi się wyglądem, drugi charakterem. Ciekawe, czy Karon jest tak przystojny, jak go opisują dziewczyny. Jako, iż ciągle chodzi w masce nie jestem w stanie tego stwierdzić.
-Nie widać? A, no tak … maska. – przerwał na chwilę.- Mam pytanie.
-Tak?- zaciekawiłam się.
-Lubisz jednorożce?
Dreszcz przeszedł przez moje ciało, a zimny pot zaczął napływać na moje czoło na sam dźwięk tego słowa. Jednorożce… Brr!
-Umm… Jakby to powiedzieć…- jąkałam się, szukając odpowiedniego słowa. Już raz miałam styczność z jego jednorożcem, ale na szczęście o tym zapomniał.- Boję się ich. To szatańskie stworzenia.
-Nie mów tak! Mam jednorożca, nie jest zły.
-Wybacz. Po prostu boję się ich odkąd sięgam pamięcią. Te końskie kopytka i rogi na głowach. Patrzą na ciebie tymi swoimi niewinnymi oczami, prosząc byś na nie wsiadł. Lecz nie wiesz nigdy co czai się w ich umyśle, gdy tak wlepiają w ciebie czarne jak noc oczęta. Nie wiesz, jakie mają intencje, zamiary.
-Nitro jest inny. Jego stado go opuściło, wychowuję go od roku.
-To słodko. Widać, że jesteś opiekuńczy. Ale nadal się boję.- uśmiechnęłam się, ponownie poprawiając warkocze.
-A chciałabyś go zobaczyć?- zaproponował Lestrange. Odchodząc od kontekstu, nigdy nie mogę poprawnie wypowiedzieć tego nazwiska. Co za zrządzenie losu!
-Etto … Serio się boję, przepraszam Karon. Chyba nie będę w stanie znów zbliżyć się do jednorożca.
-Okej.- posmutniał. Nie pytajcie skąd wiem.- Chodź, siedzimy tu już trzy godziny, a muszę zajrzeć do Nitra.
Kiedy wyszliśmy, śnieg delikatnie padał. Drobne płatki osadzały się na naszych ciuchach, włosach, twarzach. Coraz bardziej zbliżając się do Hogwartu, niepokoiłam się. Nie wiem czym, lecz to uczucie było tak silne, że stanęłam. Nagle serce zaczęło kłuć mnie w piersi, tak samo jak płuca. Upadłam na kolana i zaczęłam kaszleć, zakrywając usta zmarzniętymi dłońmi. Karon podszedł do mnie i pomógł mi powoli wstać. Kiedy kaszel mi się uspokoił, zapytał.
-Co ci jest?
-Nie mam bladego pojęcia.- znowu kolana się pode mną ugięły i gdyby nie silne ramie chłopaka, wylądowałabym w śniegu.- Już jest dobrze. Chwilowy atak kaszlu, to nic takiego.
-Śmieszna jesteś, nic takiego? Przez zwykły kaszel nie upadłabyś na ziemię. – zdjął kurtkę i okrył mnie nią. Była taka ciepła i przyjemna.- Mimo to, trzymaj. Mam dobrą odporność. Zaprowadzę cię do sypialni, a potem pójdę do jednorożca.
-Dziękuję, ale nie trzeba. Nic mi nie będzie. Możesz iść prosto do jednorożca.- otuliłam się jego kurtką i przytuliłam go.- Dziękuję.
-Nie gadaj tylko idź.- złapał delikatnie moją rękę i zaprowadził wprost do łóżka.- Jak coś jestem za chatką Hagrida.
-Dziękuję.
-Spoko.- odszedł, zanim zdążyłam złapać go za nadgarstek. Chciałam się do kogoś przytulić, lecz zostałam sama.
Znowu, całkowicie sama. Chociaż dzień wolny spędziłam mile, w cudownym towarzystwie.

*Perspektywa Karona została napisana przez moją przyjaciółkę. Dzięki Adzia, bez Ciebie ta postać by nie istniała!
PS. Wiem, że obie perspektywy nieco różnią się od siebie. Dziwnie trochę to wyszło, ale mam nadzieję, że się spodobało. Obiecuję, następna perspektywa będzie bardziej trafna w akcji xD Na szczęście to była tylko rozgrzewka. Następne rozdziały dodawane będą co dwa tygodnie!