poniedziałek, 16 maja 2016

Zaklęcie 24: Wesołe miasteczko

Mam dzień wolny. Mogę robić co chcę, więc udaje się do świata mugoli. Thorpe Park pod Londynem, jak mówi reklama, jest najlepszym sposobem na weekend. Szalone kolejki górskie, karuzele, wiele zabawy, szczęścia, miłości.. i ja sama. Ale cóż, samotnikami stajemy się z wyboru lub po prostu tacy się rodzimy. Wóz albo przewóz, jak to mawiają.
Staje w kolejce do domu strachu, choć dobrze wiem, że mnie nie zdziwi. Mimo wszystko bawią mnie krzyki dziewcząt na widok plastikowej mumii czy pracownika w przebraniu zombie.
~*~
Po paru godzinach samotnej zabawy nudzę się. Jednak spędzanie czasu w wesołym miasteczku samemu nie jest takie fajne jak ze znajomymi. Siadam przy jednym ze stolików podwórkowej kawiarni. Ciekawe czy Eve odpisze na mój list. Może Diana się odezwie. Chciałabym móc choć przez chwilę oderwać się od nudnej rzeczywistości i pobawić wraz z nimi. W mojej głowie rodzi się także myśl -jak wakacje spędza Karon. Czy bawi się dobrze w Niemczech? Czy jest wraz z rodziną, czy może z przyjaciółmi? Kto wie.
-Można się przysiąść? -podnoszę wzrok na chłopaka. Kiwam głową, badając jego wygląd. Dość wysoki, ciekawej postury, blond krótkie włosy, rozwiane na wszystkie strony.
-Jesteś tutaj sama? -zadaje kolejne pytanie. Ponownie odpowiadam skinieniem. -Jestem Shane. -podaje mi rękę. Ściskam ją.
-Faye. -przedstawiam się, powoli wracając do otaczającej mnie rzeczywistości. -Dlaczego jesteś tu sam?
-Brat zostawił mnie samego, z chłopakiem gdzieś poszedł.
-Z chłopakiem? -unosze brwi. Homoseksualiści są coraz częściej spotykani, choć to wciąż nie powszechne.
-Ano. I zostałem sam. -wzdycha. -Może pobędziemy sami razem?
-Em... jasne, czemu nie.
Pozwalam, by pomógł mi wstać. Kierujemy się na jedną z atrakcji, potem kolejną. Rozmawiamy dużo, udało nam się znaleźć wspólny język. Dowiaduje się, że słucha podobnej muzyki, choć spokojniej. Poszedł bardziej w klasycznego rocka i grunge. Oboje lubimy fantastyczne, niezwykłe opowiadania, filmy. W końcu wszystko co względnie nie istnieje jest ciekawe dla człowieka.
Po wielu godzinach zabawy przychodzi niestety czas na pożegnanie. Każdy musi wracać do siebie. Przytulam go mocno.
-Dziękuję za dzisiaj. -uśmiecham się szeroko.
-Oj, ja także. Spotkamy się jeszcze? -pyta z nadzieją.
-Jasne. Na pewno na siebie wpadniemy. -zapewniam. Chłopak podaje mi jeszcze swój adres i prosi o wymianę listów. Obiecuję wysłać do niego jeden niebawem i szybko znikam z wesołego miasteczka.
Niestety muszę powrócić do ojca. Do roboty. Muszę się szkolić. Jeśli w nowym roku będę odpowiednio silna i spełnię zadania od ojca, będę mogła się normalnie uczyć. Już bez knucia jak zabić Pottera, bez niepewności czy wielki Lord Voldemort nie usunie mnie ze szkoły.
Będę mogła żyć.
Do końca wakacji wymieniam listy z Shane'm. Pocztą sowią. Okazuje się, że on także jest czarodziejem, ale z innej placówki.
Jednak nadchodzi ten, dla niektórych, upragniony czas. Czas do szkoły. Hogwarcie przybywam!
Pakuję swoje rzeczy, szykuję szatę i czekam na pociąg, na magicznym peronie 9 i 3/4. Kilka znajomych twarzy przewija się w tłumie, jednak jednego osobnika nie mogę zidentyfikować. Czarne włosy, kolczyki w wardze, grzywka. Spod rękawa koszuli wystają kolorowe malunki na ciele. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z kimś takim, nietypowy wygląd nie jest zbyt często spotykany. Przyglądam się mu uważniej, marszcze brwi. Kojarzę kolor tych oczu, ich wyraz, skądś znam te rysy twarzy.
Karon?