czwartek, 15 maja 2014

Zaklęcie 9: Rozmyślenia

Jasne promienie wschodzącego słońca wy budziły mnie z głębokiego snu. Usiadłszy, wyciągnęłam ręce ku górze, ziewając. Moje współlokatorki wciąż spały. Wstałam jako pierwsza, ale także jako pierwsza zasnęłam. Przez jakiś czas nie mogłam przypomnieć sobie co działo się poprzedniego dnia, lecz po chwili oprzytomniałam i wróciłam pamięcią do śnieżnego popołudnia z Karonem w pubie oraz do momentu napadu kaszlu. Co to było? Może po prostu załapałam jakieś zapalenie oskrzeli, albo płuc? Któż to wie. Trudno, pewnie samo minie z czasem, muszę się tylko cieplej ubierać i ograniczać wychodzenie na dwór.
Wstając z łóżka i zrzucając kołdrę w połowie na podłogę, sięgnęłam ręką do stolika nocnego i pociągnęłam duży łyk chłodnej wody z plastikowej butelki. Następnie wyjęłam mój mundurek z szafy i poszłam do łazienki. Zdejmując kurtkę kolegi oraz wczorajsze ubrania, odkręciłam kran i gorąca woda zaczęła stopniowo wypełniać wannę. Wchodząc do niej, zakręciłam kurek, by po chwili zanurzyć się po uszy w ciepłej, przyjemnej wodzie. Uważnie obejrzałam moje ciało, zauważając parę siniaków. Nic nowego, jestem tak słaba, że lekkie uderzenie w ramę łóżka przez sen sprawia u mnie podskórny niewielki wylew.
Przejeżdżając kciukiem po lewym nadgarstku poczułam ślady cięć, sprzed pół roku. Nadal widniały tam blizny oraz napis „Should die”, znaczący „powinnaś umrzeć”. Tak, wtedy jeszcze nie znałam tych wszystkich wspaniałych ludzi, co teraz. Przeżywałam okropne chwile samotności, udręki, bólu. Gorsze niż dotychczas, nikomu tego nie życzę.
Chcąc odgonić smutek, wyszłam z wody, która zaczynała robić się zimna i założywszy szatę, owinęłam nadgarstek bandażem. Nie chciałabym, by ktokolwiek to widział. Owy napis, jak i znamiona, są dla mnie przestrogą, pamiątką po przeszłości. Pomocą, by zbytnio o niej nie myśleć, by żyć teraźniejszością. Nie wolno mi też martwić się o przyszłość, oszalałabym.
Z moich rozmyśleń, wy budziło mnie ciche pukanie do drzwi. Szybko je otworzyłam, mijając w progu Astorię.
-Dzień dobry.- powiedziała niewinnie, jak ranny ptaszek. Ugh! Czasami zaczyna mnie wkurzać ta jej delikatność i dobroć w głosie. Nie wiem co ona robi w Slytherin’ie, bardziej pasowałaby jako Krukonka albo Puchonka. No cóż, Tiara tak widocznie chciała. Może Greengrass ma jakiś sekret, inną siebie, którą skrywa głęboko w sercu, w duszy?
-Witaj.- odparłam dumnie, przybierając mą maskę damy, księżnej jak w zamku, zwracającej się do plebsu. – Uważaj, by nie zużyć całej ciepłej wody, inne uczennice także chciałyby się dziś wykąpać.
-Postaram się. – szepnęła, prawie niesłyszalnie dodając coś, czego moje uszy nie mogły dosłyszeć. I tak, wyszykowana, mając dużo czasu do śniadania, postanowiłam sprawdzić, czy Karon nadal śpi. Powinnam lepiej oddać mu kurtkę. Co, jeśli zechce wyjść na zewnątrz mimo wichury, jaka dziś panuje i zapomni, że nie ma kurtki? Bidulek się przeziębi i to nie na żarty!
Stojąc przed drzwiami do pokoju chłopców, wahałam się, czy zapukać. To był pierwszy raz, gdy postanowiłam odwiedzić ich sypialnię. Chłopcy nie raz byli u nas, lecz nie zauważyłam by jakakolwiek dziewczyna odważyła się wejść do ich raju, zapewne pomieszanego z chaosem. W końcu jednak zdobyłam się na odwagę. Zapukałam trzy razy, a następnie nacisnęłam klamkę i delikatnie popychając drzwi weszłam do środka. Panował tam lekki nieład, tak, jak się spodziewałam. Nieliczne ciuchy (w tym męska bielizna) leżały gdzie niegdzie na podłodze lub przewieszone przez słupy łoży. Oczy wszystkich zwrócone były w moją stronę, a ja jak zawsze zawstydzona zapytałam.
-Jest Karon?
-Ta, śpi nadal.- jeden ze Ślizgonów, wysoki brunet, o delikatnej opaleniźnie odpowiedział mi, choć było słychać, że z niechęcią.- Możesz skąd wyjść?
-Umm… Jasne, przepraszam.- odwróciłam się speszona do drzwi i na chwilę przystanęłam z ręką na klamce. Rzuciłam kurtkę Karona na jedno z łóżek i dodałam.- Przekażcie mu, żeby spotkał się ze mną w bibliotece, przed działem ksiąg zakazanych o dziesiątej. I oddajcie mu to.
-Jak wstanie to mu powiemy, a teraz won!- rozkazał szorstko nieznajomy, a ja szybko wyszłam za drzwi. Zamknąwszy je od zewnątrz, oparłam się o drewno, ciężko dysząc. Za duży stres! Jednak nadal nie pozbyłam się strachu przed ludźmi. Choć nie widać tego, tak naprawdę za każdym razem, gdy jestem wśród nieznajomych straszliwie się stresuję, boję … sama nie wiem czego. Może tego, co sobie o mnie pomyślą? To nie jest przypadkiem choroba psychiczna?
~ * ~
Siedząc na starej, drewnianej podłodze, czekałam aż chłopak w masce pojawi się o ustalonej godzinie. Zawiodłam się nieco, gdyż nie przyszedł. Nie tracąc nadziei pozostałam jednak na miejscu, nie miałam apetytu, więc ominęłam śniadanie. Dziś znowu był dzień bez zajęć, byśmy mogli zintegrować się z innymi uczniami. Jakoś nie szczególnie miałam na to ochotę. Najlepiej byłoby usiąść w zacisznym miejscu i pogrążyć się w marzeniach.
Marzenia … Gdyby nie one, człowiek nie miałby w życiu żadnego celu, stałby się zwykłą maszyną, zdolną samodzielnie myśleć, lecz nie mogącą do niczego dotrzeć. Bez marzeń bylibyśmy nikim, pustymi komorami, tak jak bez duszy, czy serca. Każdy z nas ma jakieś marzenia. Ja chciałabym kiedyś ukończyć studia prawnicze, wyjechać do kraju, gdzie mugole dużo zarabiają na pracy notariusza. Tak, to jest to, co chcę robić w życiu. Potem ożenić się z innym czarodziejem, najlepiej czystej krwi, założyć rodzinę, mieć dwójkę synów i córkę, piękny, przytulny domek. W każde wakacje całą gromadką jeździlibyśmy nad jezioro, albo nad morze, za to zimną wspinalibyśmy się na szczyty różnej wielkości, zjeżdżali na sankach. Wiedli z pozoru zwykłe, mugolskie życie, lecz z nutką magii. Dzieci, kończąc 11 lat, poszłyby do Hogwartu, kształciły się. Już od małego uczyłabym je czarów i eliksirów. Ahh .. Marzenia. Czym byłby bez nich świat? Chyba niczym.
W końcu postanowiłam zaprzestać oczekiwaniom i wyszłam z biblioteki, kierując się wprost przed siebie. Nie miałam co robić, jak zwykle włóczyłam się bez sensu po korytarzach szkoły. Były pełne uczniów, takie wesołe, ruchliwe. Postanowiwszy jednak spocząć w bardziej spokojnym miejscu, ominęłam chatkę gajowego i weszłam wprost do Zakazanego Lasu. W końcu zasady są po to, żeby je łamać :D Szłam między drzewami i krzewami, pokonując chaszcze, zarośla, aż dotarłam nad mały staw, w samym centrum lasu. Piękne miejsce!
-Od dziś będę tu codziennie przychodzić.- powiedziałam sama do siebie, wiedząc, że i tak nikt mnie nie usłyszy. Było to idealne miejsce na samotne rozmyślanie.
Zdjęłam glany, skarpetki i zrzuciłam długą szatę z ramion, wraz z uciążliwym sweterkiem w kolorze nocy. Wyjęłam białą koszulę ze spódnicy i poluzowawszy krawat, rozpięłam cztery pierwsze guziczki, tak, by rysy stanika były delikatnie widoczne.
-Dalej, dalej, siostry wiedźmy, czarodziejski krąg zawiedźmy od tak, od tak, od tak; trzykroć tak i trzykroć wspak, trzykroć jeszcze do dziewięciu. Pst!- już po zaklęciu. *– zarecytowałam, wbiegając po łydki do zimnej wody, zaburzając jej idealnie płaską taflę. Wirując wesoło w wodzie, chlapałam nią na wszystkie strony. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale nagle poczułam się dziwnie wesoła, zachciało mi się krzyczeć i płakać, cieszyć i złościć. Wszystko na raz! W pewnym momencie potknęłam się o kamień, delikatnie wystający z piaszczystego dna i wpadłam do wody, niezbyt głębokiej i zimnej. Chłód przeszył moje ciało, lecz zamiast przejmować się przeziębieniem zaczęłam się śmiać. Śnieg począł padać dość mocno, a zaszroniona strona jeziora stwardniała. Natomiast ja, pełna szczęścia i ciepła, mimo mrozu, leżałam spokojnie, pływając na plecach i wpatrując się w niebo. Pozwoliłam malutkim białym płatkom opadać delikatnie na moją twarz i ciało. Nagle zapragnęłam zasnąć i nigdy się nie obudzić. Wiedziałam, że nie mogłam, nadal jestem potrzebna ojcu, którego ciało wciąż nie jest całkowicie normalne. Gdyby chciał, sam by mnie zabił, a jakoż tego nadal nie zrobił, wnioskuję, że mogę mu się przydać w bliskiej przyszłości.
~ * ~ 
-Hahahahahahahahahahahaahahahahahahaha!- wybuchnęłam nagle panicznym śmiechem, po ponad godzinie pluskania się w lodowatej wodzie. Czułam, że nie jestem sobą, lecz pewna cząstka, tak jakby tajemniczy głos z głębi mojego umysłu, nawoływał, że mam się temu poddać, że to mnie odmieni na lepsze.
Wyszedłszy na brzeg, zrzuciłam z siebie mokre ciuchy i już całkiem naga siedziałam przy znów gładkiej tafli, na zaśnieżonym kawałku ziemi. Nie czułam bólu, ani zimna. Nie czułam niczego. To miejsce… To ono tak na mnie wpłynęło, choć nie wiem dlaczego. Dziwne, bardzo dziwne. Tajemnicze jezioro, w zakazanym lesie, które sprawia, że szalejesz. Czy może to moja psychika? Chyba, że to sen.
-Fayee! Jesteś tu?! Faye!- usłyszałam nawoływanie i cichutko chichocząc wskoczyłam znów do wody, tym razem zostawiając ciuchy na brzegu. Widząc, że mój rówieśnik zbliża się do małej plaży, złapałam jak najwięcej mogłam powietrza do płuc i zanurzyłam się głęboko, chowając się.
-Faye? Jesteś tu?- zawołał.- To są jej rzeczy. Chwilaa… Czemu jest tu także… ee …- speszył się nieco na widok czarnej bielizny, by następnie ujrzeć koleżankę, wyłaniającą się z dna jeziorka. Szybko zasłonił oczy rękoma.
-Załóż na siebie chociaż płaszcz, proszę.- powiedział szybko.
-Czemu? Czy nie podobam ci się taka? W końcu zawsze miałeś do mnie słabość. Teraz, albo nigdy, spójrz, chyba żeś tchórz jest i boisz się jako dziecko nadal.- powiedziałam, zupełnie tracąc kontrolę nad własnym ciałem. Moje myśli szalały, chciałam się jak najszybciej schować, ukryć, przestać gadać, lecz to COŚ co mną zawładnęło, miało potężną moc. Przejęło nade mną całkowitą kontrolę.
Na szczęście Karon miał na tyle przyzwoitości, że nie patrząc na mnie, wziął moje rzeczy oraz jak najbardziej odwracając wzrok od mojego ciała, nałożył mi na raniona i zapiął pod szyję szkolny płaszcz. Resztę ciuchów schował do torby, którą miał przy sobie, był tam chyba strój od quidditcha. Wziął mnie za rękę i prawie ciągnąc za sobą, wyprowadził z lasu.
-Niee! Wróćmy! Muszę, muszę wrócić! Do jeziora!- krzyczałam, całkowicie bezmyślnie. Nie wiedziałam czemu, moje myśli błądziły wokół czegoś innego.
Wtem przekroczyliśmy bramy Hogwartu … CDN.

*Cytat z „Makbeta”. Akt pierwszy scena trzecia, zaklęcie trzech wiedźm.

1 komentarz: