niedziela, 27 grudnia 2015

Zaklęcie 22: Wakacyjne wspomnienia Lestrange

~ Perspektywa Karona ~ 
 Gdy wysiadłem z pociągu, skierowałem się do 'wyjścia' z peronu. Tam na taksówkę, a potem na lotnisko. Wszyscy się dziwili, że dzieciak sam leci z Londynu do Bremen. Całą drogę słuchałem Mansona, die Arzte i innych. Większość lotu przespałem, gdybym nie spał to tasiemiec by mi dokuczał. Obudziłem się na lotnisku. Wysiadłem i w ogóle. Gdy odbierałem bagaż, usłyszałem znajome głosy. W końcu można pogadać po niemiecku z przyjaciółmi. Odwróciłem się z walizką w dłoni.
-Hallo, Karon!- Ax rzucił się na mnie.- Będziesz znowu ze swoimi prawdziwymi przyjaciółmi. Jak minęła podróż? Idziemy do domu, czy na bus? Robimy imprezę, co nie? 
-Axel! Spokój!- zaśmiał się Avi. Mój mały przyjaciel. 
-Dzięki za przywitanie.- uśmiechnąłem się.- Chodźmy na taksówkę. Będzie lepiej i wygodniej.
 Poszliśmy więc na taxi. Po drodze facet musiał czekać, aż zamówimy pizzę, kebsy i kupimy picie. W końcu zawiózł nas do naszych domów. Urządziliśmy sobie noc horrorów, noc powitalną... 
~*~
Tata Axela nie mógł już znieść naszego marudzenia. W poniedziałek rano zawiózł nas do heideparku. 
-Tu macie kasę, a tu bilety.- dał nam po pięćdziesiąt euro i bilety.- Macie czas do dwudziestej. 
I odjechał. Mieliśmy dziesięć godzin do zabawy w najlepszym miejscu na świecie. Poszliśmy najpierw na kolejki górskie. Jak to Axel stwierdził "flaki wywiane, czas na Krakena". I poszliśmy na 'najstraszniejszą' kolejkę w parku rozrywki. Mieliśmy miejsca z przodu. Na początku jak zawsze... było wolno, lecz gdy stanęliśmy na samej górze było już... Wow! Na chwilę stanęliśmy.
-Chłopaki, kochałem waaaa...- zaczął Avi, ale ze strachu nie dokończył. Pionowo zjeżdżaliśmy w dół, z wielką prędkością.
W końcu mogliśmy wyjść. Avi trochę przestraszony, ale było ok. Już nas więcej nic nie zdziwiło. 
~*~
-Jedźmy do ZOO w Hamburgu!- nalegał Avi. 
-To dla dzieci. Do domu strachów.- sprzeczał się Axel. 
-Chłopaki..- przerwałem im.- Mamy jeszcze sześć tygodni. Od dwóch byliśmy tylko nad jeziorem, w kilku opuszczonych miejscach i w heideparku. A co z najlepszym wesołym miasteczkiem w Hamburgu? 
Tu się ze mną zgodzili. Tym razem brat Axiego robił nam za szofera. Po sto euro od rodziców Axa i dodatkowe pięć od Timo. Wysadził nas i odjechał. Uśmiechnąłem się. Najpierw shakery, potem kolejki górskie i coś wysokiego. W międzyczasie jedzenie, a na sam koniec jeszcze słodkości i owoce w czekoladzie do domu. Poszliśmy jak w heideparku - wszędzie. Nasz plan całkowicie został wykonany po sześciu godzinach. Na koniec poszliśmy na Diabelski Młyn, z którego widzieliśmy cały Hamburg. 
-Udany dzień.- stwierdził Axel.
-Co racja, to racja.- potwierdziłem. 
~*~
To chyba najgorętszy dzień wakacji. Leżeliśmy w basenie Axela. W pewnej chwili Lykos się zerwał.
-Jedźmy nad morze!- stwierdził. Popatrzeliśmy z Avim na niego z niepokojem. Wiedzieliśmy dlaczego chce jechać nad morze. Jego ukochana przyjaciółka jest w Niemczech. 
-Ale najpierw..- zacząłem trochę nie pewnie.- Pomóżcie mi zmienić swój wygląd. 
-W końcu! Stary Karon wraca! Chodźmy do mnie do pokoju. Tam coś wymyślimy. 
Wyszliśmy z basenu. Na szczęście Ax stwierdził, że chce być inny i zamiast przechodzić przez caaały dom i wchodzić na piętro to zostawi otwarty balkon i drabinę. Tylko wariaci są coś warci. Gdy wdrapaliśmy się i owinęliśmy ręcznikami, zaczęliśmy myśleć. 
-Na pewno pozbywamy się twojej maski, większości bluz, koszulek i tych... adidasów!
-Okej... a co z włosami i resztą?
-Farbujemy cię na czarno, kilka kolczyków tu i tam.Może tatuaże. 
I tu moje marzenia zaczynają się spełniać. Avi zaczął mieszać farbę i przygotowywać mnie do czarnego koloru włosów. W tym czasie Axel pobiegł do pokoju brata, który jest tatuażystą i piercingerem. Uśmiechnął się, gdy opowiedzieliśmy mu o mojej przemianie. Czekał na to, by "namalować coś na czystym płótnie". Tak więc zacząłem się zmieniać... a plaża? Plażę przełożyliśmy. 
~*~
Gdy tylko wstałem poczułem, że jest za gorąco na dzień w Bremen. Pojechaliśmy więc z bratem Axela nad morze. Chłopak umówił się z Sofią, swoją ukochaną. Mieliśmy go z głowy. Avi wziął ze sobą piłkę do siatki. 
-Pokazuj młody klatę.- zaśmiał się Timo. Chciał zobaczyć jak wyglądają kolczyki w sutkach, obojczykach i ten na mostku. Oprócz nich doszły jeszcze kolczyki na twarzy. Ale to nie temat do rozpisywania się. Weszliśmy na plażę. Ax poleciał do Sofii. Razem z młodszym przyjacielem poszliśmy gdzieś dalej od naszych gołąbeczków. Zaczęliśmy grać. No noo.. Avi coraz lepiej gra. Pewnie uczył się od naszego MISZCZA senseia - Axela. Gdy graliśmy nie daleko nas usiadły dwie laski i zaczęły przyglądać się nam. Po chwili podeszliśmy do nich. 
-Hej. Jesteście stąd?- zapytałem. Jedna spytała drugą o co mi chodzi. Avi zapytał je po angielsku skąd są. Zaraz zaczęliśmy rozmawiać w tym języku. Jak zawsze musiałem mieć problemy z tym... językiem. W końcu udało nam się z nimi zagrać, a po kilku godzinach wyciągnęliśmy je na lody. Mrr... Niestety.. Janett i Patty musiały zadzwonić po swoich chłopaków. I cały czar prysł.
Gdy się odwróciły szybko pobiegliśmy do Axela. Musieliśmy przerwać mu planowanie kolejnej randki. Szybko udaliśmy się do Timo i z nim wróciliśmy do domu. 
~*~
Tym razem siedziałem sam w domu. Chłopacy musieli pojechać z rodzicami do Hamburga. Jeszcze cztery tygodnie. Jako, iż siedziałem sam, zamówiłem sobie pizzę. Zadzwoniwszy po żarcie, zszedłem do piwnicy, w której stała wielgaśna lodówka z piciem. Wziąłem dwie szklane butelki. Kątem oka zauważyłem coś w rogu pomieszczenia. To była moja stara skrzynia z... no właśnie, z czym? Wielki napis na pudle sugerował, że na pewno było to coś mojego. Kolorowy wyraz 'KARON' napisany był świecowymi kredkami. Szybko poszedłem na górę i odstawiłem colę. Akurat podjechał facet z pizzą. Zabrałem mu jedzenie i dałem prędko kasę. Odłożyłem mój podwójny ser i potrójne pepperoni na stół. Cofnąłem się do piwnicy z latarką i nożem. Skrzynia była zamknięta na kłódkę, a ja nie miałem pojęcia gdzie mogą być klucze. Uklęknąłem przed pudłem i zacząłem grzebać nożem. W końcu! Stary zamek puścił. Uśmiech zawitał na mojej twarzy. Kłódkę odrzuciłem na bok i odchyliłem wieko skrzyni. Tam były moje rysunki, ubranka, misie, stroje na karnawały, kilka figurek i album. Na nim, znów, moje imię. Otworzyłem go, by obejrzeć zdjęcia. Ugh... i złe wspomnienia wróciły. W tych złych czasach zaczęły się przeplatać miłe chwile. Na zdjęciach zacząłem zauważać nie tylko dementory, ale także byli tam rodzice. Mój album skończył się na pożegnalnym zdjęciu w siódme urodziny. Nigdy nie udawałem twardego i zawsze, gdy potrzebowałem, okazywałem swoje uczucia. Teraz też musiałem. Czułem jak łzy spływały mi po polikach. Skuliłem się i przytuliłem do albumu. Pierwszy raz od dawna aż tak brakowało mi mamy. Po kilku minutach ogarnąłem się i poszedłem na górę. 
Czas zjeść tę pizzę. 
~*~
-I co będziemy jeszcze robić?- zapytał zdyszany Axel. Avi dogonił nas.
-Dalej biegniemy, właściciel szklarni już nas dogania. Jest niedaleko!- wybiegł przed nas młody. Zaraz za nim pokazał się ten wredny Hans. Już wszystko prostuje: od półtora tygodnia chodziliśmy codziennie po polach, działkach i tym podobnych. Szukaliśmy kłopotów.. to znaczy, szukaliśmy rozrywki, a u nas te dwa słowa (rozrywka+kłopoty) chodzą parami. Ostatnio na działce pradziadków Axela zaczęliśmy grać w rzut kamieniem. I to są tego konsekwencje. Rozbiliśmy kilka szyb w szklarni na pobliskiej działce. Na szczęście nie daleko tych pól jest zakład mamy Axela. Pracuje ona jako mechanik i ma własną sieć zakładów. Schowaliśmy się. Ja z Avim w aucie, a Ax przy okazji poszedł do toalety. Gdy facet zniknął, pani mama nas zawołała. 
-Nie wytrzymam z wami!- stwierdziła.- Jedziecie do dziadka Axela. 
Szybko się zgodził. 
*2 godziny później* 
Dziadkowie Lykosa są super! Widzieli, że nam nudno, więc zabrali nas do domu strachów. No! To było świetne! I straszne! Nie zdradzę szczegółów, trzeba tego samemu spróbować. 
~*~
Już niedługo koniec wakacji. Dlatego już drugi tydzień jesteśmy u dziadków przyjaciela. Błagaliśmy ich, by gdzieś nas zabrali. I stało się. Poszliśmy w końcu do ZOO. Duuużego ZOO. Nie wiedziałem, że może być tyle zwierząt w jednym miejscu. Tyle małp, niedźwiedzi, kotków... ale po sześciu godzinach (nie obeszliśmy nawet połowy) dziadkowie zabrali nas na obiad do restauracji. O dziwo byliśmy daleko od ich mieszkania, przed budynkiem wyglądającym jak fasolka. To było klimaterium. Po obiedzie poszliśmy do niego. No.. tam było jeszcze lepiej niż w ZOO. Byliśmy wszędzie. W każdym zakątku świata, który został zamieszczony pod dachem. Byliśmy zadowoleni. Sawanna, pustynia, tundra i tajga. Ale nam najbardziej podobał się lodowiec... na który się oczywiście wspięliśmy.
-Oh, Mann... zimno!- śmieję się. Dziadkowie Axela zaczęli się śmiać z nas. Pracownik klimaterium kazał nam zejść.
-Ee tam. Idziemy do piranii?
-Nie.- przerwał nam pan dziadek.- Tata dzwonił. Wracacie do domu. 
Nie skakaliśmy z radości, ale cóż czas wracać do Bremen. 
~*~
Dostałem list od mamy, że książki do piątej klasy są na strychu. Jeszcze po nich. Nie chętnie spojrzałem na klapę, która miała zaprowadzić mnie do książek. Mus to mus. Wziąłem się w garść. Wsadziłem Wojownika do klatki, przepraszając za traktowanie go jak dziecko. 
-Zaraz wrócę, staruszku.
I poszedłem, a gdy wróciłem Wojownik siedział obunóż tyłem do mnie. Ugh... że też muszę przepraszać szczurka! Jakoś się go udobrucha. 
-Misiu... proszę cię.- zacząłem przepraszać.- Dam ci coś dobrego.. kupię ci koleżankę.. 
I nadal nic. Chciałem go wyjąć, ale mnie ugryzł. 
-Ej, staruszku.- posmutniałem.- Udusiłbyś się tam. Dużo kurzu, a z resztą tam są pająki.. a ty się boisz pająków. 
Szczurek się odwrócił. Wszedł na mnie i zaczął "przepraszać". W końcu mój staruszek zmęczył się i poszedł spać. Sam po obiedzie stwierdziłem, że czas na drzemkę. 
~*~
Za dwa dni wyjazd, więc postanowiłem pójść do szkoły, do starej klasy. Axel w niej był. Nawet on nie wiedział, że będę. Moja stara klasa miała właśnie j. niemiecki. Byli dzisiaj wszyscy. Wszedłem do nich z uśmiechem. Dziewczyny zaczęły piszczeć, a chłopacy podbiegli do mnie. Zdjąłem gitarę z pleców i zacząłem się witać z klasą i przytulać dziewczyny. 
-Wyładniałyście. - zaśmiałem się, gdy zobaczyłem Mele i Alexi, najbrzydsze laski w klasie. Nie, z nimi się nie przytuliłem. Pani też się przywitała. Jak co roku pozwoliła mi opowiedzieć jak jest w "szkole w USA". Opisywałem to, co chcieli usłyszeć... no i Bal Bożonarodzeniowy. Słuchali mnie jak nigdy. Gdy skończyłem mówić o balu i szkole, zagrałem im moją ulubioną piosenkę die Arzte "Mein baby war bein Frysor" . 


1 komentarz: