sobota, 28 listopada 2015

Zaklęcie 21: Zakończenie roku

 Wakacje. Upragnione przez tak wielu uczniów na całym świecie. Ciepłe słońce ogrzewa nas swoimi promieniami, gdy ostatniego dnia spacerujemy po murach szkoły.
Jednak w końcu nastaje wieczór i uroczysta uczta na zakończenie nauki w latach 1994/95. Zasiadamy ostatni raz tego roku szkolnego do drewnianych, starych stołów. Ostatni raz mamy na sobie szaty. Następny będzie dopiero za parę miesięcy.
Na stołach jak zawsze pojawia się rozmaite jedzenie. Widać, że wielu marzy tylko by się na nie rzucić. Jednak nie tak szybko! Dyrektor wychodzi na środek, staje przed mównicą i rozpoczyna przemówienie. Opowiada o przykrościach jakie spotkały nas w związku z Turniejem Trójmagicznym, wspomina także te dobre strony. Każdy dom dostaje punkty, które sumują się z całego roku.
-A tegoroczny puchar domów otrzymuje Gryffindor!- ogłasza. Ślizgoni buczą, bo przegraliśmy dwoma punktami. Gdyby nie Potter i jego próba ratowania Cedrika wygralibyśmy.
W końcu jednak zabieramy się za jedzenie. Nerwy ściskają mój żołądek tak mocno, że nie jestem w stanie nic wziąć do ust. Boję się co będzie w domu. Co wydarzy się w te wakacje. Eve opowiada, że z bratem mają w planach spędzić ten czas wolny u opiekunów prawnych, jak zwykle. Diana wspomina, że rodzice wysyłają ją oraz Dracona do letniej szkółki dla nie letnich czarodziejów, aby odpowiednio doszkolili się i wykazali nową wiedzą w przyszłym roku szkolnym. To ich rutyna. Rok w rok wyjeżdżają na miesiąc do Holandii, by tam dokształcać się w różnych dziedzinach magii. Karon zaś ma zamiar pomóc rodzicom w Bremen, choć nie zaplanował jeszcze szczegółowo tego czasu.
-Faye, a Ty jakie masz plany?- Astoria zauważa, że siedzę cicho, przybita.
-Nie wiem. Zależy co ojciec wymyśli.- mówię zgodnie z prawdą. Ośmielam się spojrzeć wszystkim w oczy.- Boję się, że nie będę miała spokoju przez wakacje.
-E tam. Przesadzasz.- stwierdza.- Na pewno pozwoli ci odpocząć.
Patrzę na nią jak na idiotkę. Ona jest taka durna, czy tylko udaje? To Tom Marvolo Riddle. Wspaniały i wszechpotężny Lord Voldemort. Nie pozwoliłby mi tak po prostu skorzystać z przerwy od nauki.
Kończymy jeść. Czekam aż wszyscy wyjdą z sali. Pragnę przyjrzeć jej się jeszcze raz, zapamiętać ją z najdrobniejszymi szczegółami gdybym miała tu już nie wrócić.
-Dobrze się spisałaś Faye.- słyszę donośny głos. To Albus Dumbledore, schodzący z auli nauczycielskiej. - Nie sądziłem, że ukończysz ten rok z tak dobrymi wynikami w nauce. Spodziewałem się raczej kłopotów, zważywszy na twojego ojca. Miło się zaskoczyłem.
-Dziękuję, profesorze.- zdobywam się na lekki uśmiech.- Starałam się. Bardzo zależy mi na nauce w tej szkole. Dopiero tutaj czuję, że żyję.
-Zapraszam więc w przyszłym roku. Mam nadzieję, że znów będziesz się u nas uczyć.
-Ja także mam taką nadzieję, profesorze. Ja także.- zapewniam. Dyrektor prosi bym przyszykowała już swoją walizkę i zeszła wraz z innymi uczniami przed szkołę.
Na placu pod budynkiem sprawdzają, czy wszyscy uczniowie stawili się na czas. Rozpoczyna się nasza podróż powrotna. Ciągniemy za sobą walizki, w koło słychać głosy pełne emocji. Dzieciaki stęskniły się za rodzinami i domami. Wszyscy wspominają ten rok zarówno z satysfakcją, jak i odrobiną smutku. Jednak w naszym świecie, świecie czarodziejów to całkowicie normalne. Rodzimy się inni niż reszta społeczeństwa, dokształcamy się i bronimy zarówno swojego świata, jak i świata mugoli przed niebezpieczeństwem.
 W końcu zajmuję przedział w pociągu. Zaraz dosiada się parę osób. Draco, Eve, Diana, Astoria i Karon. Ten ostatni bardzo sprytnie unika kontaktu wzrokowego ze mną, jak i konfrontacji zdań. Zakładam słuchawki i włączam playlistę. Wpatruję się w okno, wspominając moją pierwszą podróż tym pociągiem. Zamykam oczy, widzę znajomą scenę. Wydaje mi się jakby to było zaledwie wczoraj, a minął już cały rok.
-Hej !- ktoś krzyczał z daleka.- Faye! Faye !
-Tu jestem!- pomachałam w górze ręką, by osoba ta mogła mnie znaleźć. Po chwili pojawił się przede mną wysoki chłopak w kominiarce, z zakrytą większością twarzy, w czarnej bluzie i ze słuchawkami nałożonymi na kaptur.
-Jestem Karon Lestrange, uczeń czwartego roku, Ślizgon.- powiedział donośnym, aczkolwiek słodkim głosem.- Dyrektor kazał cię przypilnować, byś bezpiecznie dotarła do szkoły. Wiesz, po drodze może spotkać cię parę nieprzyjemności ze strony uczniów.

 Moje pierwsze spotkanie z pewnym Ślizgonem w masce. Niezapomniana chwila. Wtedy był jeszcze taki miły. A ja go zniszczyłam w ciągu nie całego roku znajomości. Zaciskam nieco zęby. Czuję się tak cholernie winna temu, co zrobiłam. 
Zaraz obraz z mojego snu się zmienia. 
[...]Mężczyzna założył mi na głowę starą czapkę czarodziejską, która po chwili zastanowienia powiedziała na tyle głośno, by wszyscy obecni usłyszeli moją przynależność.
-SLYTHERIN!
Ślizgoni energicznie bili brawa i wiwatowali, wyraźnie zadowoleni, że dołączyłam do ich domu. Myślałam, że będą zawiedzieni, a tu ? Niesamowite.
 Przydział. Moment, w którym oficjalnie zostałam uznana za Ślizgonkę do końca mojej nauki w tej szkole. Z tego, co wiem każdego przedstawiciela tego domu charakteryzuje spryt, ambicja, przebiegłość, zaradność. Cały Slytherin to czarodzieje czystej krwi, żadnych szlam, czy półkrwi. Tylko 'pełni' czarodzieje. Większość Śmierciożerców ukończyła szkołę właśnie z przydziałem do tegoż domu. W tym również mój ojciec. Herb, na którym widnieje wąż, ukazujący ostre kły nie jest przypadkowy. Salazar Slytherin był wężołusty, czyli jak ja, Harry Potter oraz tata potrafił porozumiewać się językiem węży. Bardzo rzadka i raczej nie spotykana umiejętność. 
Kolejne wspomnienie znowu tyczyło się Lestrange'a. 
Idąc coraz głębiej między drzewami i krzakami, prowadzona przez Karon'a zastanawiałam się gdzie podziewał się cały dzień. Ten chyba zauważył, że się w niego wpatruję, bo gwałtownie się zatrzymaliśmy, a po chwili staliśmy twarzą w twarz.Podszedł do mnie o krok, a ja o krok się odsunęłam. I tak parę razy.
-Co jest?- zapytał zdziwiony.
-Nic.- uśmiechnęłam się szyderczo, szturchając go i uciekając.- Berek !
Biegłam przez gęstwiny tak szybko, że świat wokół był rozmazany. Ahh .. Opłaca się brać wszędzie ze sobą różdżkę. Nagle coś się przede mną pojawiło, a ja nie zdążyłam wyhamować, wpadają na jakiegoś mężczyznę i przewracając się na niego.
-Ups. .. Przepraszam.- próbowałam wstać, lecz osoba ta obejmowała mnie w talii.
-Mam cię i nie dam ci teraz uciec.- oznajmił czarnowłosy kolega, którego twarz zakrywał również czarny materiał.
-Zdejmij ty to choć raz.- powiedziałam ostrożnie, lecz stanowczo.
-Nie miałem tego na rozpoczęciu i kolejny raz zdejmę dopiero na zakończenie.

 I faktycznie, nie miał maski na zakończeniu roku szkolnego. To dla wszystkich szok, gdy po całym roku widzą jego twarz. Trzeba przyznać, należy do przystojnych chłopaków. Wiele dziewcząt szaleje za nim, nawet kiedy nie ma zamiaru zwracać na nie uwagi. Marzą, by był tylko ich. 
Kolejne wspomnienia związane z czwartą klasą przewijały się w moim śnie jak film, puszczony na podsumowanie pracy. Budzę się, gdy ktoś szturcha mnie w ramię. 
-Faye, wysiadamy. Jesteśmy już w Londynie.- mówi Astoria. Czyli przespałam całą drogę. Kiwam głową i rozciągam się. Zabieram walizkę, wychodzę na znajomy peron 9 i ¾ . Rozglądam się po tłumie, lecz nie widzę nikogo, kto mógłby po mnie przyjechać. Czyli mam sobie radzić na własną rękę. Typowe. Chcę się jeszcze z paroma osobami pożegnać, ale wszyscy już pognali do swoich rodzin. Szczęśliwi rodzice przytulają swoje dziatki, niektórzy dziwią się jak wyrośli w ciągu paru miesięcy od świąt. A ja stoję jak kołek i rozglądam się z nadzieją. Ponoć nadzieja matką głupich. 
Wzdycham, biorę swoje rzeczy. Powoli kieruję się wzdłuż torów. 
Kiedy tam w oddali zauważam znajomą twarzyczkę. Glizdogon. Uśmiecha się chytrze zauważając jak na niego patrzę. Na tym moja podróż się kończy. Rozpoczynają się wakacje. 
Trzeci tydzień czerwca oficjalnie zostaje uznany za piekło.
 

~*~
Hej! Tu autorka opowiadania. Proszę, jeśli ktoś to czyta niech komentuje. Nie wiem, czy jest sens pisać dalej skoro liczba czytelników jest tak niska (dokładniej 2 osoby). 
Komentarze na prawdę bardzo motywują mnie do działania C: 

1 komentarz:

  1. Jak to kurwa nie warto pisać jak jest, do chuja Pana, dwóch czytelników! Jeżeli ktoś czyta to znaczy że warto choćby dla tej jednej osoby!
    Rin: Pokrzycz jeszcze trochę i będzie git...
    Shi: Ty się lepiej nie odzywaj! Paula-chan... Widziałam nowy thriller i czyżbyś próbowała m zniszczyć FayexKaron? ^^*
    Rin: O kurwa! Wściekła się! W nogi!
    Shi: Jak możesz niszczyć związek z taką piękną przyszłością! To jest tak jakbyś rozdzieliła Draco i Hermionę! Gdzie ty masz serce? ;-;
    Rin: Może go nie ma tak jak postacie z creepypasty... Przypomnę ci że nie ważne co zrobisz oni i tak będą potworami!
    Shi: Nie prawda ;-; Mój Benio i Jeffy nie są potworami! Slendy i Jack E. też nie! To ty jesteś potworem pomiocie szatański!
    Rin: Ranisz!
    Shi: Wracając! Tyle ciekawych rzeczy się wydarzyło, a przed nami jeszcze trzy części książki/cztery filmu ^^
    Rin: Nie jaraj się tak jak mrówka okresem...
    Shi: To nie tak brzmiało jełopie! I co najważniejsze nie do tego było używane!
    Rin: Jare, jare... Nie przesadzasz?
    Shi: To przestań się opierniczać tylko się ucz!
    Rin: Po pierwsze! Jestem starszy od ciebie o cztery lata i nie muszę cię słuchać! Po drugie, skończyłem szkołę *Shi prycha*, i po trzecie... Jestem kurwa synem Szatana! No trochę szacunku!
    Shi: Wiesz co? Skończ...
    Do zobaczenia P-chan!
    Pozdrawiają
    Shi&Rin <3

    OdpowiedzUsuń