czwartek, 15 sierpnia 2013

Zaklęcie 6: Cruciatus

-Ej, słyszałeś ? Córka Sam-Wiesz-Kogo załatwiła braci Weasley'ów!- zachwycali się uczniowie dzień po całym incydencie. Kiedy przechodziłam korytarzem oczy wszystkich wodziły za mną, nie którzy odważyli się nawet wskazać palcami, zachwycając się moją osobą. Wow! Nie sądziłam, że zdobędę taką popularność przez małą kłótnię z rudzielcami.
-Rudych trzeba tępić !- usłyszałam na plecami i po chwili szłam już razem z Karonem.- Gratulacje wytępienia dwójki najgorszych rudzielców.
-Heh ... Dzięki.- uśmiechnęłam się i skręciłam w stronę sowiarni.- Słyszałeś, że wielki Harry Potter posprzeczał się z przyjacielem i mają na siebie focha ?
-Serio ? Hahahaha! Kto by się spodziewał. Mam nadzieję, że zdechnie na tym Turnieju.
 Poszliśmy wspólnie do sowiarni, spotykając po drodze resztę naszej paczki, składającej się z Diany, Draco i Eve. W małym pomieszczeniu, przypominającym ceglaną stodołę czekał już na mnie Envy - moja własna sowa śnieżna. Do malutkiej nóżki miał przytwierdzony kawałek papieru. Podeszłam do rozszalałej sówki i delikatnie łapiąc ją za maleńkie skrzydełka rozwiązałam pergamin.
"Droga Faye Riddle,
Córko moja i spadkobierczyni rodu Riddle. Chciałbym byś wysłuchała mnie jak zawsze i pojawiła się w niedzielę o północy nad zakazanym lasem. Będę czekał nie dłużej jak pięć minut. Jeśli nie zjawisz się na czas wiesz dobrze, jaka kara cię spotka. Nie obchodzi mnie twoje wytłumaczenie, masz być i już. 
Lord Voldemord"
-Ale mnie tatuś kocha.- skomentowałam głośno, zwijając list i wrzucając do kieszeni płaszcza.
-Co napisał ?- zaciekawił się Smok, zarzucając mi rękę na ramiona i delikatnie się zawieszając. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej, więc jak głupia spaliłam buraka i odwróciłam się. Wszyscy ze zdziwieniem i zaciekawieniem podeszli do mnie i zaczęli wypytywać czy coś się stało. Lecz, by nie wygadać się, że Malfoy mi się niechybnie spodobał, powiedziałam:
-Draconowi z paszczy jedzie.
Cała gromadka wybuchnęła gromkim śmiechem, a platynowy blondyn obrażony udał się do swoich dwóch osiłków. No cóż, mogło być gorzej.
*
Spojrzałam na zegarek, ustawiony przy moim łóżku. 23:55. Zostało pięć minut do spotkania. Chwyciłam szybko moją miotłę i cichutko wybiegłam z zamku. Pędem udałam się w stronę zadrzewionego terenu i kiedy znajdowałam się przy chatce gajowego, wzniosłam się wysoko ponad ziemię. Z góry zauważyłam, że Hagrid idzie w głąb lasu z Madame Maxime. Uuuu ... Nieźle, nieźle. 
 Leciałam dość szybko, aż w końcu zauważyłam przede mną ciemną postać. Ledwo wyhamowałam, by nie wpaść na ojca.
-No siema, czegoś chciałeś?- rzuciłam bezmyślnie i po chwili ugryzłam się w język. Nigdy nie zwracałam się w ten sposób do Pana Ciemności, na pewno nieźle się wkurzył.
-A od kiedy to zwracamy się "na ty" do swojego pana? Hmm ?- wysyczał.- Potem się z tobą rozprawię, a teraz słuchaj. Widzisz ten ogień, tam w dole?
-Tak, Panie.- tym razem się opamiętałam. Wolę nie narażać się za bardzo. 
-Są to smoki, pierwsze zadanie w Turnieju Trójmagicznym. Twoim obowiązkiem jako Śmierciożercy jest mi służyć, tak więc masz sprawić, by smoki wywołały zamęt i zniszczenie. Wypuść je, rozwściecz.- powiedział stanowczo i dodał, zanim zdążyłam odpowiedzieć.- Crucio! Czas na karę, byłaś niegrzeczna.
Okropny ból przeszył całe moje ciało. Jakby tysiące noży przecinało każdy zakamarek mojego ciała, dobijając mnie igłami. Straciłam równowagę i spadłam z miotły, w rezultacie upadając gdzieś w lesie i gruchocząc sobie tysiące kości. Poczułam jak zaklęcie znów mnie trafia i po kolejnej fali cierpienia zobaczyłam ciemność i zapadłam w stan uśpienia, tak zwany powszechnie zemdleniem. 
-Mamusia ? Mamusiu!- krzyczało jakieś dziecko. Nie, nie dziecko. To ja krzyczałam. Malutka, czy raczej nie ? Nie wiem. - Mamusiu, gdzie jesteś?!
Nagle przede mną pojawiła się wysoka, czarno włosa kobieta. Miała piękne, zielone oczy i nosek tak delikatny jak mój. Jej biała suknia powiewała na wietrze i dziwnym trafem po chwili obie stałyśmy na wzgórzu. W dole rozpościerało się morze, woda uderzała o skały, mewy wrzeszczały. Błękitnie niebo powoli ciemniało, a przepiękna kobieta patrzyła na mnie z troską w oczach. Nie wiedząc jak i dlaczego podbiegłam do niej i wtuliłam się mocno. Objęła mnie i wyszeptała dźwięcznym głosem. niczym anioł:
-To nie twój czas dziecko. Wróć i żyj, jest tam bowiem chłopak któremu na tobie zależy. Żyj, pełnią szczęścia. Wróć.
Po wypowiedzeniu tych zdań puściła mnie i podchodząc do krawędzi klifu, spadła w dół. Podbiegłam, krzycząc, lecz nie zauważyłam jej w dole. Jednak po chwili krajobraz zmienił się i znów zobaczyłam ciemność. Przerażającą ciemność.Usłyszałam syk, jakby węża, który znaczył ostrzeżenie. Odwróciłam się i ostatnie co zobaczyłam to wnętrze paszczy Nagini.
 Obudziłam się nagle zlana potem i rozejrzałam w koło, łapiąc się za pogruchotane żebra. Białe ściany, łóżka szpitalne, kamienna podłoga i ... jeden ze Ślizgonów w pół siedzący na krześle, w pół leżący na moim łóżku i trzymający mnie za lewą dłoń, mówiły same za siebie - ktoś mnie znalazł i przyprowadził z powrotem do szkoły. I dzięki wielkie dla tego kogoś, bo inaczej mogłabym się nigdy nie wybudzić. 
-O, wstałaś już.- powiedział Karon, podnosząc się i ocierając zaspane oczy. 
-Mhm ... - przytaknęłam cicho, gdyż nadal bolał mnie każdy mięsień.
-Spałaś parę dni, jutro rano rozpoczyna się pierwsze zadanie turnieju. Trochę się w tym czasie wydarzyło, ale o tym później. Znalazłem cię w lesie, byłaś poobijana, krwawiłaś i na pierwszy rzut oka można było spostrzec, że połamałaś prawie każdą kość w delikatnym ciele. Nie będę kazał ci się teraz tłumaczyć, bo widzę, że nadal cię wszystko boli, ale kiedy wrócisz do zdrowia masz mi o wszystkim opowiedzieć, jasne?!- powiedział zmartwiony. Przez myśl przeszły mi słowa tej pięknej kobiety "Wróć i żyj, jest tam bowiem chłopak któremu na tobie zależy". CHŁOPAK, KTÓREMU NA TOBIE ZALEŻY! - rozniosło się echem po mojej głowie. Czyżby ... ? Nie, na pewno nie ! 
-T.. To jak ? N... na b... bal razem?- powiedziałam, jąkając się, bowiem jak wspomniał chłopak w masce, boli mnie całe ciało.
-Pewnie.- uśmiechnął się i na chwilę odsłonił usta, by dać mi całusa w rozpalone czoło.- Śpij, ja muszę wracać do dormitorium, bo dwa dni tam nie zaglądałem. Dobranoc. 

3 komentarze: