czwartek, 12 czerwca 2014

Zaklęcie 11: Niespodziewany zwrot akcji

Odwróciwszy się na drugi bok, leniwie otworzyłam oczy. Obok leżał chłopak w masce-ten sam, który parę godzin wcześniej opiekował się mną.
-Awwww… Dobry.- mruknęłam, lecz nie doczekałam się odpowiedzi. Szturchnęłam Karona łokciem w żebra, lecz on tylko odwrócił się na drugą stronę.
-Podubka, już ranek!- prawie krzyknęłam mu do ucha, budząc inne dziewczyny. Widocznie zmęczone, przetarły oczy, niektóre usiadły w miękkiej, jednolitej pościeli.
-Czego się wydzierasz?- oburzyła się Diana Malfoy, zmysłowa, blond włosa piękność, zadziorna i wścibska jak brat.
-Wybaczcie za pobudkę. Nie długo śniadanie.- jak zwykle nie mogłam się nie zająknąć. Zbyt krótko znam te dziewczyny, trochę się wstydzę.
-Śniadanie?! Ktoś powiedział śniadanie?- mówiąc to, Lestrange zerwał się na równe nogi, mało nie upadając, pod tknąwszy się o kołdrę.
Wszystkie zachichotałyśmy. Chyba lekko się zdezorientował, a może speszył, orientując się, że jest w pokoju pełnym dziewczyn.
-Karonek, kotku, pomóż mi.- Eve jak zwykle zatrzepotała rzęsami, próbując poderwać kolegę. Powodzenia jej życzę, on chyba w dziewczynach nie gustuje, nie zauważyłam, by jakaś szczególnie wpadła mu w oko.
-Spierrr… Spadaj Potterówna.- syknął.- Faye, idziesz?
-Tak, chwilka.- już miałam wstawać, by odziać szkolne szaty, gdy po chwili dodał:
- A, nie, ty leżysz! Już, do łóżka!
-Ale..- zaczęłam, lecz mi przerwał.
-Żadnego „ale”! Leż, wpadnę potem z jedzeniem.
-Dziękuję.- bąknęłam, całując go w policzek, oczywiście wcześniej odchylając maskę.
Nagle rozległo się głośnie „uuuuuu”, na co chłopak spojrzał groźnie na obecnych w pokoju i wyszedł.
~*~
Czekałam i czekałam, lecz Karona ze śniadaniem się nie doczekałam. W końcu, czując przeszywający ból w żołądku, postanowiłam sama udać się do kuchni po posiłek.
W salonie wspólnym Ślizgonów spotkałam ciekawego osobnika- Draco Malfoy’a. Spojrzał na mnie znacząco, klepiąc ręką miejsce obok, na kanapie. Grzecznie usiadłam, zawstydzona. Takie ciacho!
-Jak się czujesz?- zapytał słodkim głosem. Jego uwodzący głos, platynowe blond włosy.
-Lepiej. Trochę głodna, Karon miał mi przynieść jedzenie.- odparłam zrezygnowana.
-Biedna.- pogładził delikatnie moje włosy.- Kuzynek już taki jest. Chamski i cyniczny.
-Nie prawda!- zaprotestowałam, oburzona.- On jest miły, czuły, kochany…
Nie skończyłam wymieniać, ponieważ Smoku mi przerwał.
-Karon?! HaHaHaHa! Ty co, zakochana?
-N-nie! Co ci przyszło do głowy?- zrobiłam się czerwona jak burak. Karon to mój przyjaciel… Prawda?
-Wiesz.. Kuzynek się w tobie zakochał.- wzruszył ramionami, jego szata delikatnie poruszyła się.- W sumie nie on jeden.
Normalnie wryło mnie w fotel! Czy on właśnie? Nie, to nie może…
-Chwila! Chcesz powiedzieć, że ty i Karon…
-Kocham cię.- po tych słowach nasze wargi zetknęły się w namiętnym pocałunku. Nie wiem jak to się stało, całkowicie się w tym zatraciłam. W końcu chłopak, którego kocham, wyznał mi miłość. Lecz Karon… To nie możliwe, Draco pewnie chciał mnie zmylić.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie, moje wargi delikatnie pulsowały, ciało było rozpalone. Kochałam go i pragnęłam na zawsze.
Wnet poczułam czyjś wzrok. Odwróciłam głowę i odskoczyłam, zdziwiona. Przed nami stał Karon, z wyrazem złości, wręcz furii.
-O, cześć maluchu.- odezwał się, wyraźnie rozbawiony Malfoy.- Zabrałem ci zdobycz? Jaka szkoda.
-Crucio!- w końcu nie wytrzymał. Jednak blondyn musiał mówić prawdę, ponieważ w normalnych okolicznościach Lestrange nie wkurzyłby się aż tak.
Dracon zwijał się z bólu przez długie minuty, może nawet godziny, a ja jedynie siedziałam. Siedziałam wystraszona, czując że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Jeśli nie dostanę zawału, będzie cud. Nigdy nie widziałam człowieka, którego aż tak przejmuje gniew. Nawet Lord Voldemord potrafi być łaskawszy i zabić ofiary, lecz nie on. Ten chłopak na pewno zostanie kiedyś kimś większym niż Czarny Pan.
-K-Karon.- w końcu ledwo wydukałam, cicho i ochryple.
-Czego?!- krzyknął, ledwie powstrzymując łzy, napływające mu do oczu. Szybko przetarł je ręką.
-J-j-ja…. P-przepraszam.- bosh, tak bardzo się bałam. Choć nie raz już oberwałam, wręcz śmiertelnym zaklęciem, to czułam, że moc Karona jest silniejsza niż taty- Nie złość się. To tylko jeden p-pocałunek. Spokojnie.
-Haha! Śmieszna jesteś! Mam was dość! Ciebie, Draco i wszystkich! Ciesz się że ty tak nie skończyłaś!- wybiegł gdzieś, wkurzony i zrozpaczony. Boże, że ja tego wcześniej nie zauważyłam! Byłam taka głupia…
Na pewno… Na pewno go straciłam. Osobę, której mogłam powiedzieć wszystko. Był dla mnie przyjacielem, mogłam zauważyć jego uczucia. Tylko jak? Pierwszy raz mam do czynienia z miłością, czy nawet przyjaźnią. Może źle to oceniłam? Najlepiej byłoby, gdybym zgodnie z pierwszymi założeniami trafiła do Azkabanu i gniła tam teraz, nie poznawszy nikogo. Ani Draco, ani Karona. Przez wieczne życie w zamknięciu nie wiem teraz nawet jak się zachować!
Nie mogąc nic zrobić, usiadłam w kącie, obok kominka, by nie przykuwać zbytniej uwagi, gdyby ktokolwiek postanowił zawitać do salonu i schowawszy głowę w ramionach, cicho załkałam z bezsilności.
Po godzinach siedzenia skulona, trochę odrętwiała usłyszałam otwierające się drzwi. Wszyscy uczniowie już dawno spali, więc reagując na dźwięk, odwróciłam się, lecz pozostałam w cieniu, rzucanym przez kąt kominka. Mój zawsze ciemny i mocny makijaż przed godzinami rozmył się na policzkach, oczy były czerwone, a powieki sine.
-Karon!- odruchowo wychrypiałam, czując ulgę, że nic mu nie jest. Jednak nie jestem pewna co do innych uczniów…
-Czego ty znowu chcesz?- warknął, nawet na mnie nie patrząc.
-Wybacz, niczego. – odpowiedziałam smutno i z powrotem oparłam się o komin.- Cieszę się, że wróciłeś i żyjesz.
-Echem. Wsadź se w d… Wal się z tymi nieszczerymi słowami.
-Mówię prawdę!- prawie krzyknęłam, resztką głosu.- Przepraszam, że tego nie zauważyłam.
Szepnęłam prawie nie słyszalnie. Wiedziałam, że i tak mi nie wybaczy, ale co więcej mogłam zrobić?
-Nie. Nie mówisz. Wolałabyś widzieć tego debila Draco!
-Właśnie, że nie.- znowu ledwo wypowiadałam słowa. Gardło paliło nie miłosiernie i znów poczułam ten okrutny ból w klatce piersiowej, płucach, co podczas powrotu z wypadu na kremowe piwo.- Nie martwię i nie martwiłam się o niego, bo wiem, że jest bezpieczny. W tej chwili bardziej obchodzisz mnie ty!
Przerwałam na chwilę, by zaczerpnąć tchu, nie dając po sobie poznać bólu.
-Mam mętlik w głowie, nigdy nie wiedziałam co to miłość, przyjaźń. Znałam tylko strach i rozpacz. Udrękę. Ale nagle los zesłał mnie tu i poznałam ciebie oraz Draco. Dwóch wspaniałych chłopaków. Myślisz, że to łatwe? Wybrać pomiędzy wami, gdy dopiero teraz dowiedziałam się o tych uczuciach?!
-Leć do niego! Każda go woli! Już mnie mdli od was! Fick dich!- nie wytrzymał, wybuchnął.
-Ja… - zawahałam się, po czym wstałam szybko, ignorując skurcz mięśni i pokazując się w świetle kominka i świec z żyrandola.- Gówno mnie obchodzi, że każda woli jego! Ugh… Life is shit! Mogłam iść do Azkabanu!
Odwróciłam się i usiadłam po turecku przed kominkiem, próbując oddychać spokojnie i miarowo.
-Nie patrz w ogień bo się zesrasz. Draco cię nie będzie jeszcze chciał.- zaczął się szyderczo śmiać. Irytujące. On naprawdę mnie już nienawidzi.
-No i super, cieszę się niezmiernie! Jak nie Malfoy, to inny, zawsze mogę zmienić orientację! Fuck off! Give me a break. Jeśli tak bardzo tego chcesz…
-Mam to gdzieś.- dodał po cichu.- Co z tego, że nie zrozumiałem tego po angielsku.
-Więcej mnie nie zobaczysz.- dodałam, szeptem.- To oznacza „give me a break”.
Wstałam, popatrzyłam się na niego znacząco, po czym skierowałam w stronę drzwi. „Więcej mnie nie zobaczysz”. Tak, to zdanie mówiło samo za siebie, tak samo jak „powinnaś umrzeć” na moim lewym nadgarstku. Tym razem nie mam zamiaru się zabić, o nie, po tym co przeżyłam mam zamiar wywalczyć wolność. Wpierw jednak chcę jeszcze trochę samotności, muszę wszystko przemyśleć na spokojnie.
-Żegnaj.- szepnęłam, omijając kanapę.
-Nara!- krzyknął, gdy mijałam próg salonu. Nie odwracając się za siebie, stanęłam na chwilę i dodałam ostatnie słowa, zanim wyszłam.
-Mam nadzieję, że odnajdziesz kiedyś szczęście i miłość.
-A ja… że nie.- nie zauważyłam tego, lecz wiem, że próbował namierzyć nadgarstek tak, by nadziać na śrubę, wiecznie wystającą ze starej kanapy.
~Perspektywa Karona~ 
Stałem przed Faye i Draco, gdy on mówił do niej „Kocham cię” tym słodkim jak miód w uszach głosem. Nie wytrzymałem. Moje oczy zrobiły się szkliste od łez. Chciałem jej w końcu wyznać to, co do niej czuję. Teraz piękne uczucia zmieniły się w nienawiść, gniew, złość. Myślałem, że może jednak ona też coś do mnie czuje.
Przypomniało mi się czemu noszę maskę. Nie dlatego, że moim ulubionym DJ’em jest Jan Werner, ale także dlatego, że takie dziewczyny jak ona wyśmiewały się ze mnie. Najpierw mówiły, że mnie „lubią”, a potem wyśmiewały z innymi. Faye mnie OŚMIESZYŁA! BYŁEM DLA NIEJ MIŁY. Nawet jeśli tego nie chciałem, byłem miły. Gdy była nad jeziorem to JA ją szukałem! To ja z nią zostałem, mi mogła zaufać! Koniec z miłym Karonkiem! Wracam do normalności! Do chamskiego Karonka Lestrange!
Gdy skończyli się całować, Draco dostał Cruciatę, ale nie delikatną. Zwijał się z bólu. Mój głos drżał, oczy były przeszklone. Jestem sadystą, więc podszedłem do niego i z glanowałem! Nie jestem agresywny, ale jak widzę, że ktoś się liże z moją ukochaną to tak, chcę mu gonga na mordę pociągnąć! Faye coś do mnie powiedziała. Bała się. Wyraźnie się BAŁA! Miała powód. Chciała mnie uspokoić. NIKT MNIE NIE USPOKOI!
Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Nie obchodziły mnie lekcje, ani Dumbledore, ani Snape, ani NIC! Poszedłem do jednorożca. Nitro powitał mnie radosnym parsknięciem. Przez chwilę, trwającą kilka godzin, byłem najszczęśliwszym człowiekiem. Wróciłem jednak do rzeczywistości, gdy dostałem list od przyjaciela. Opisał mi w nim, czemu nie przyjechał kibicować koledze ze szkoły. Chciał wiedzieć, co u mnie. Odpisałem mu:
Siema Axel! 
Co u mnie? STRASZNIE! Opisywałem Ci miłość mojego życia, ale jak to mówi Karramba „Miłość to bzdura!”. Może od początku. Wszedłem do salonu. Chciałem jej powiedzieć, co do niej czuję, ale mój ukochany kuzynek do niej „Kocham cię”. Przyssali się do siebie na jakieś pięć minut. Jak skończyli się lizać, Draco coś powiedział. Potem dostał z cruciaty, a na dokładkę z glanowałem go. Wył z bólu =) W KOŃCU ON BYŁ SŁABY! Szkoda, że nie ma Cię już w Hogwarcie. 
Tęsknię. Do zobaczenia w święta! 
Karon Lestrane 

~*~ 
Dalej czułem się źle, lecz zobaczyłem, że jest ciemno. Wchodząc do szkoły zorientowałem się, że wszyscy już śpią. Pokierowałem się do sypialni. Chciałem się przespać z tym, że już jej nie chcę. Wolę być sam, niż z nią. Wolę umrzeć!
Wszedłem do salonu. W cieniu, w rogu między kominem, a szafą siedziała Faye. Chyba płakała. Z resztą miałem to w du… poważaniu. Już nawet nie chciałem jej widzieć, a na pewno nie chciałem z nią gadać! Nie pamiętam, a może raczej nie chcę pamiętać co mówiła. Na pewno wiem, co do niej powiedziałem! Gdy patrzyła w ogień nie wytrzymałem.
-Nie patrz w ogień, bo się zesrasz.- zawsze chciałem to powiedzieć. Coś tam jeszcze pomarudziła, lecz mnie zainteresowała mała, ostra śrubka wystająca z kanapy. Napiąłem żyły, by było łatwiej je dziurawić. Gdy wyszła, udało się! Z mojej prawej ręki płynął potok krwi! Ja sam zasnąłem.

3 komentarze:

  1. Co??? Draco ma wpierdziel ode mnie. Biedny Karonek ;-; Jak czytałam co się działo to po prostu ryczałam i darłam się że to nie może tak być. Faye biedulka boi się wściekłego Karo bardziej niż swojego ojca... Przykre ;-;
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i Kolejnej dawki tego trójkącika (górą Karoye=Koaron i Faye :D )
    Zdrówka weny i jak najlepszych ocen na koniec roku :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem że jestem niecierpliwą ciotą, ale kiedy nn rozdział
    :D

    OdpowiedzUsuń