czwartek, 26 czerwca 2014

Zaklęcie 13: Pain

Ból prawego przedramienia wyrwał mnie z głębokiego snu. Oczywiście, Mroczny Znak. Usiadłszy na łóżku, przewróciłam oczami i ubrałam t-shirt z Avenged Sevenfold, czarne podarte rurki i pieszczochę na lewy nadgarstek. Szybko zasznurowałam glany, starając się nie myśleć o piekącej jak cholera ręce. Różdżkę schowałam do buta, na ramiona zarzuciłam skórzaną kurtkę i cicho wyszłam na dwór. Tylko ja wiedziałam, gdzie w Zakazanym Lesie znajduje się Świstoklik do miejsca spotkań Śmierciożerców. Do dziś pamiętam dzień, w którym złożyłam Wieczystą Przysięgę i tym samym przyjęłam misję, bycia posłuszną Sami-Wiecie-Komu.
-Faye, ty szmato, do mnie!- warknął groźnie Lord Voldemord.
-T-tak panie?- szybko przydreptała mała blondyneczka. Tak, to byłam ja. Miałam wtedy sześć? Może siedem latek.
-Jesteś już dostatecznie dorosła i doświadczona, by zostać Śmierciożercą. Chcę, byś złożyła mi przysięgę wiecznego posłuszeństwa!
-Jak sobie życzysz, panie.- dygnęłam. Ojciec co prawda nadal nie miał swego prawdziwego ciała, lecz już przerażał.
-Faye Riddle, czy przysięgasz być mi wierną, posłuszną aż do śmierci i nigdy, ale to NIGDY nie sprzeciwić się woli Czarnego Pana?- zaczął. Osobnik, stojący obok wyciągną w tym momencie różdżkę.
-P-przysiędam.- odparłam i w tym momencie z różdżki nieznanego wypłynął strumień jasnego języczka, który oplótł nasze złączone dłonie.
-Czy przysięgasz wykonywać każde moje polecenie, nie ważne jakie by było?
-Przysięgam.- kolejny strumyczek światła oplótł nasze ręce.
-I w końcu, czy przysięgasz do końca swego marnego żywota być Śmierciożercą, na dobre i złe?- szyderczy uśmiech zatańczył na twarzy ojca, wyraźnie zadowolonego z tego co robi. Nie wiem czemu, a raczej nie wiedziałam, kiedy składałam tę Wieczystą Przysięgę.
-Przysięgam.- dopowiedziałam, a kolejny języczek oplótł nasze dłonie, zwinął się wokół nich jak wąż wokół ofiary. Prawa ręka zapiekła mnie niemiłosiernie, a ja odruchowo chciałam cofnąć rękę, lecz osoba trzymająca mnie za nią, nie pozwoliła na to. Upadłam na kolana, a z gardła wydobył się przeraźliwy krzyk.

~*~
-Czemu wzywasz mnie o tej porze, panie?- uklęknęłam przed zdeformowanym ciałem ojca. Znajdowało się ono we Wrzeszczącej Chacie. 
-Już czas, byś opowiedziała mi o swoich poczynaniach wobec zadania, które powierzyłem ci na początku roku.- powiedział, wpatrując mi się w oczy. Szybko odwróciłam wzrok ku podłodze.
-Ja… Kompletnie o nim zapomniałam. Poznałam tylu wspaniałych ludzi, lecz ostatnio pokłóciłam się z kimś dla mnie ważnym…
-Dość!- przerwał mi Sami-Wiecie-Kto, wyraźnie wkurzony.- Wiedziałem, że nawet tak prostej rzeczy jak udawanie przyjaźni, czy choćby śledzenie Potter’a jest dla ciebie za trudne. Jesteś na to zbyt głupia.
-Przepraszam, panie.- skuliłam głowę, wiedziałam już co mnie czeka.
-Glizdogonie- zwrócił się do sługi, stojącego przy fotelu na którym się znajdował.- Wiesz co robić.
-Taak, panie.- wysyczał tym swoim szczurzym głosikiem i skierował starą różdżkę w moją stronę.- Crucio!
Cierpienie, jakiego doznaje się po tylu latach obrywania tym niewybaczalnym zaklęciem jest niczym w porównaniu z pierwszym trafieniem. Nigdy nie zapomnę pierwszego uderzenia cruciatą. Zemdlałam wtedy na trzy dni. Trzy!
Znowu ból. Tak, ból to mój przyjaciel, proszę poznajcie go. Jest wkurzający i go nienawidzę. Chyba będzie towarzyszył mi do końca życia.
-Zawiodłem się na tobie, aczkolwiek daję ci kolejną i ostatnią szansę.- powiedział dumnie Tom Riddle.- Kiedy przyzwę cię ponownie masz zdać mi cały referat na temat poczynań Potter’a w tym roku!
-Tak jest, panie.- po dłuższym namyśle dodałam.- Potter bierze w tym roku udział w Turnieju Trójmagicznym, całkiem dobrze poszło mu ze smokiem z pierwszego zadania. Nie długo odbędzie się wielki bal, a zaraz po nim kolejne zadanie. Można by wtedy …
-Nie! Na razie nie będziemy nic robić. Pilnuj go i tyle. Najlepiej postaraj się zdobyć jego zaufanie, załatwimy go podczas ostatniego zadania.- zadecydował, po czym dodał.- Możesz odejść.
-Tak jest.- ukłoniłam się wiernie i skierowałam w stronę drzwi. Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam wkurzony syk.
-Och, wybacz Nagini.- to był ukochany wąż ojca. Niechcąco nadepnęłam jej na ogon, na szczęśnie nie gniewała się długo. Zawsze dogadywałyśmy się jak siostry, dwie krople wody. Niestety tym razem nie miałam okazji z nią długo porozmawiać, gdyż ojciec zaraz zawołał ją do siebie. Szkoda. Tak bardzo chciałabym zabrać ją ze sobą do Hogwartu!
~*~
-Gdzieś ty była tyle czasu?!- krzyknęły Eve i Diana, kiedy przekroczyłam próg dormitorium.
-Wybaczcie, musiałam … Pójść na spacer.- odparłam, opadając na kanapę. Nie dawałam po sobie niczego poznać. Moja twarz była zupełnie bez wyrazu, jak pierwszego dnia.
-Braciszek mówił mi co się stało, wiesz między tobą, a Karonem.- zagaiła Dianka.- Wszystko w porządku?
-Taa.- rzuciłam niedbale. Cenię to, że tak się o mnie nagle zaczęła troszczyć, lecz nie powinna wpychać nosa w nie swoje sprawy. Jednak było coś, co mnie zdziwiło, a mianowicie zachowanie Potterówny na tę wiadomość.
-Serio pokłóciłaś się z Dziadzią? To super, wreszcie będę mieć szanse! Wcześniej był tak zapatrzony w ciebie…
-Super, cieszę się twoim szczęściem, ale błagam zamknij się. Nie chcę NIC więcej słyszeć na ten temat! To sprawa pomiędzy mną, a Karonem, więc odwalcie się obie!- krzyknęłam.
-Jaka sprawa? Czy ja o czymś znowu nie wiem?- zapytał chłopak, podchodząc do nas. Był to osobnik, o którym właśnie wspomniałam.
-Wiesz o wszystkim, spokojnie. Czepiły się tej sprawy z Malfoy’em.- odparłam zimno, nawet na niego nie patrząc.
-Haha, zostawcie ją bo poleci do tego debila.- po chwili dodał cicho.- Emo strapostrzał*
-Wal się.- warknęłam przez zęby.
-Nie, nie będę się walił.
-Oj daruj sobie.- odparłam, po czym wstałam i skierowałam się w stronę drzwi.- Dla uściśnienia, mnie i Draco nic już nie łączy.
-Jaaasne.- wkurzał mnie już. Ewidentnie wyprowadzał mnie z równowagi i chyba o to mu chodziło. Spokojnie Faye, ochłoń. Policz do dziesięciu, spokojny wdech, wydech.
-Eve, Diana wyjdźcie na chwilkę. Chcę porozmawiać z Karonem sam na sam.
Dziewczyny spojrzały na siebie, potem na mnie i na chłopaka, lekko zdziwione i zdezorientowane, ale po chwili zniknęły za drzwiami sypialni.
-Bal Bożonarodzeniowy jest jutro. Ja… Chciałam się…- znowu napad kaszlu, lecz mimo ostrego drapania, wręcz pieczenia w gardle dokończyłam.- Chciałam się zapytać czy nadal chcesz ze mną iść?
-No. Jestem jednak zdania że danego słowa muszę dotrzymać.
-To fajnie.- lekko się uśmiechnęłam, lecz szybko przywołałam ostatnie wspomnienia.- Ehh.. To wszystko co chciałam. Przepraszam, za zajęcie czasu.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi do sypialni. Jednak coś mnie zatrzymało przed naciśnięciem klamki. Stanęłam przodem do wejścia i oparłam czoło o zimne drewno. Boże, co się ze mną dzieje. Serce zaczęło mi szybciej bić, ledwo łapałam tchu. Odwróciłam się na chwilę, by ponownie spojrzeć na chłopaka, stojącego w salonie.
-Uważaj na śrubę, wystającą z kanapy i proszę, nie rób sobie krzywdy z powodu takiej debilnej suki jak ja…
-Gdybyś widziała moje ręce.- wystawił mi zabawnie język, lecz nie zareagowałam na to.
-Proszę.- tylko tyle byłam w stanie powiedzieć, ból gardła był nie do zniesienia. Odsunęłam się od drzwi i usiałam na parapecie, znajdującym się w ścianie pomiędzy sypialnią dziewcząt, a pokojem chłopców. Jednak wychrypiałam jeszcze coś.- Tylko o to jedno cię proszę.
Jednak Karon nie odpowiedział. Jedyne co robił to bawił się tą durnowatą śrubą.
-Zostaw ją, jeszcze coś sobie zrobisz.
-No i fajnie.
-Nie, nie fajnie!- krzyknęłam, po czym zakaszlałam.- Daj sobie spokój. Żyj tak, jak przed poznaniem mnie, będzie ci lepiej. Gdyby nie przysięga już dawno by mnie tu nie było.-dodałam ciszej.- Możliwe, że nawet byśmy się nie poznali.
-Próbuje ale nie ma tu tych, co by mi pomogli.- w tym momencie załapałam. Brak mu przyjaciół, najbliższych. No tak, niby tyle osób go uwielbia, lecz tak naprawdę z nikim nie spędzał tyle czasu, co ze mną lub pisząc listy do jakiejś tajemniczej osoby.
-Rozumiem.- odparłam i przyłożyłam policzek do lodowatego szkła. Nadal siedziałam w kurtce, choć w pomieszczeniu było ciepło, a zimna szyba regulowała moją temperaturę ciała.
-Nie rozumiesz. Axela, mojego przyjaciela wyrzucili z tej szkoły. A Avi, drugi przyjaciel, szuka ojca...
-Och… Wybacz, nie wiem co powiedzieć.- oderwałam się od szyby i skuliłam, biorąc kolana pod brodę. Dodałam cicho.- Za głupia jestem.
-Nie dziwię się.- przejechał po śrubie, tak jakby chciał się przeciąć. Zareagowałam na to momentalnie. Wstałam, po czym podbiegłam do niego i chwyciłam stanowczo, aczkolwiek delikatnie jego nadgarstek. Lekkie przecięcie krwawiło nie wielką stróżką. Spojrzałam mu prosto w zbolałe oczy, widząc w nich cierpienie, jakie przeżywa. Oderwałam kawałek koszulki, jednej z ulubionych i zabandażowałam ranę.
-Przepraszam za wszystko.- powiedziałam i chwilowo stchórzyłam, chciałam uciec jak zawsze do zacisznego miejsca, lecz nie! Ciekawość reakcji wzięła górę.
- Eche. Nie musisz... ale coś mnie ciekawi... czemu? Czemu próbujesz być dla mnie dobra?- to pytanie mnie zdziwiło. Na chwilę odebrało mi mowę.
-Ja… Sama nie wiem, od początku ci ufałam, od pierwszego cholernego dnia. Były długie momenty, że wahałam się co do uczuć jakimi obdarzam ciebie, a jakimi twego kuzyna.- przerwałam na chwilę, gdyż przypomniał mi się dawny sen, jeszcze z początku roku. -Wróć i żyj, jest tam bowiem chłopak któremu na tobie zależy. To usłyszałam od pewnej kobiety, gdy zemdlałam. Objawiła mi się we śnie. Pamiętam, że czuwałeś wtedy nade mną w szpitalu. To był pierwszy raz, gdy pomyślałam, że może jest, czy raczej będzie między nami coś więcej. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy o kim mówi. Nie wiem, czemu staram się być taka dobra. Może dlatego, że nie chcę by ktokolwiek z osób, pośród których się znajduję cierpiał? Może po prostu nie pasuję do tego domu, ani do rodziny. Nie wiem…
-Echh... nawet Axel nie powiedziałby nic aż tak głupiego. Proszę cię. Czemu akurat tu trafiłaś? Nie wiem, może dla tego że w twoich żyłach płynie krew Voldzia? A to co mówiłaś o śnie... może to była osoba ci bliska, która nad tobą czuwa... a z resztą- machnął ręką i wstał z kanapy. Idąc w stronę pokoju obejrzał się.- Nie moja sprawa.
-Heh. Ludzie mówią różne głupie rzeczy. Tak bywa. Dobrej nocy.- dodałam ciszej, lekko zawstydzona, wolałam by tego nie słyszał.- Pomyślałam wtedy o tobie, bo nie ma osoby mi bliższej.
Ból. Nigdy nie chciejcie go doświadczać. Szczególnie bólu psychicznego, on jest najgorszy. Zostawia ślady na całe życie.

*Emo strampostrzał – moja przyjaciółka czasem tak mówi, usłyszała to chyba na jakimś filmku… Jakiś łysy z Trolling na Teem Speek’u to mówił. Nie wiem, nie znam się.


3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa rozmowa między Karonem, a Faye :3 Ciekawe co się będzie działo...
    Czy mi się zdaje czy Eve jest zakochana w Karo? ^^
    Voldzio musi się mnie strzec bo jak znajdę nie zawaham się rzucić Avady :v
    Czuje swoje niedojebanie mózgowe xD
    Czekam na kolejny rozdział...
    A i jeszcze miłego wyjazdu ^^

    OdpowiedzUsuń