środa, 25 czerwca 2014

Zaklęcie 12: My immortal

Przyjaciel, wrogiem. Kochana osoba, nienawistną istotą. Jestem już zmęczona trwaniem tu, wciąż otoczona mymi dziecięcymi lękami. Chcę płakać, lecz łzy ledwo przychodzą przez gardło, w myślach ciążą mi te wspomnienia radości, kiedy wspólnie śmialiśmy się i żartowaliśmy. Twoje walki, rycerska postawa. Moja naiwność, wykorzystana.
Idąc przez boisko do quidditcha, natknęłam się na sławnego Draco Malfoy’a. Chłopak, widząc moje łzy, opuścił kolegów i podszedł do mnie.
-Co się stało?- pogładził mnie czule po policzku, starając się dostrzec odpowiedź w zapłakanych, czerwonych oczach.- To przez Karona?
Nie odpowiedziałam. Stałam, wpatrzona w stalowoszare tęczówki blondyna. Mówił coś, lecz nie mogłam dosłyszeć co, własne myśli zagłuszały wszystko wokół. Marzyłam tylko o spokojnym miejscu na parę godzin.
-Chyba rzucam szkołę.- rzuciłam prosto „z mostu”, najwidoczniej przerywając mu wypowiedź. Wyraźnie zaskoczony, odsunął się krok w tył i zmierzył wzrokiem od stóp do głowy.
-Czemu?
- Po co mam tu gnić? Powinnam siedzieć w Azkabanie, a nie beztrosko uczyć się w Szkole Magii i Czarodziejstwa.
- Bredzisz. Pewno poprztykałaś się z moim kuzynkiem i nie masz humorku. Spokojnie laska, zawsze masz mnie.- mrugnął, zwodząco.- Będziesz chciała się odprężyć to wal do mnie.
- Draco… Jakim cudem patrzysz w moje oczy jak w otwarte drzwi, które prowadzą wprost do wnętrza mojej duszy?- popatrzyłam na niego, lecz w odpowiedzi otrzymałam tylko milczenie.- Sądzisz, że każda ulegnie twojej nieskazitelnej cerze, tlenionym włosom i przepięknym oczom? Możliwe. Lecz mnie nie zdobędziesz teraz tak łatwo. I’m without a soul!
-Faye…- pierwszy raz wymówił moje imię w ten sposób. Z szacunkiem. Zdobyłam go! Choć nie do końca. Znowu uśmiechnął się w ten swój nonszalancki sposób.- Wpadnij do mnie później, pomogę ci się odprężyć.
W tym momencie nie wytrzymałam. Uderzyłam go w policzek, na którym pozostał mocno czerwony ślad.
-Wal się!
~*~
Drzewa w Zakazanym Lesie są bardzo wygodne. Idealne na nocne przemyślenia.
Czemu ze mną zawsze jest coś nie tak? Zaczęło się od tego, że w ogóle się urodziłam. Teraz kończy się na utracie najbliższego przyjaciela. Że też musiałam go tak zranić…
Ból w klatce piersiowej jest nie do opisania. Znowu zaatakował mnie kaszel, serce raz bije nienaturalnie szybko, a raz tak wolno, że mam wrażenie iż przestało bić. Uczucie, jakby paliły się twoje płuca… Znasz to? Wątpię.
Kiedy katorga, jakby od zaklęcia cruciaty, wreszcie przeszła moje powieki odmówiły posłuszeństwa i zamknęły się. Zasnęłam i pogrążyłam się w snach.
Mała dziewczyna siedziała w ciemnym kącie na zakurzonej, drewnianej podłodze. Skulona, obolała, zapłakana. Na oko miała maksymalnie sześć lat. Przed nią stał wysoki mężczyzna, który krzyczał na wystraszoną blondynkę. W ręce trzymał jakiś kijek, nie, przepraszam- różdżkę. Celował nią prosto w dziecko, wypowiadając co rusz „crucio”. Zaklęcie niewybaczalne zadawało małej niesamowity ból.
Nagle przeskok. Inna scena, czy raczej inna osoba. Sytuacja wciąż taka sama, lecz malutka dziewczynka podrosła. Długie włosy miała splątane w dwa warkoczyki, jej ciało zaczynało powoli przybierać bardziej kobiece kształty. I nagle znowu, dziewczynka przerodziła się w około trzynastolatkę. Płakała i ubrana w koszulkę z napisem Asking Alexandria oraz czarne jeansy, próbowała odeprzeć ataki mężczyzny, zaklęciem Protego.
W pewnym momencie wszystko zniknęło, akcja przeniosła się na miejsce, wyglądające na strych. Dziesięcioletnia, psychicznie dojrzała Faye siedziała na starej skrzyni. Faye? To chyba ja… Opierając jedną nogę o kłódkę, kładłam rękę na udzie. Zakrwawioną rękę. Na nadgarstku, świeżo wyryty napis „Should die” zaczynał coraz bardziej zachodzić krwią. Zimna żyletka nadal lizała swymi ostrymi językami moją rękę, sprawiając ból nie aż tak mocny, jak zaklęcie torturujące, lecz wystarczający, abym mogła się uspokoić. Tak, dawało mi to dziwny spokój, może wręcz podniecenie. Małe dziecko, a już takie rzeczy wyprawia. No cóż, tak to jest, kiedy nie ma się dzieciństwa i trzeba zadbać o siebie w młodym wieku.
Nagle blondyneczka straciła przytomność, podcięła odpowiednią żyłę, nie zatamowała krwi, która krzepła i zatrzymywała wciąż lejącą się resztę.

~*~
Te rany zdają się nie goić. Ten ból jest po prostu zbyt prawdziwy. Tego jest tak wiele, że czas nie może wszystkiego wymazać. – takie były moje pierwsze myśli po przebudzeniu się. Spojrzałam na blizny sprzed dwóch lat i pierwszy raz dziś się uśmiechnęłam. Sprawiał mi satysfakcję fakt, że mogę zrobić to znowu. Po raz kolejny mogę zemdleć i nie obudzić się przez długi czas, po raz kolejny moje żyły mogą się otworzyć, pokazując piękno soczystej, czerwonej krwi, zarówno żylnej, jak i tętniczej. Sen przypomniał mi o bólu przeszłości, ale i teraźniejszości. Znów przed oczami pokazał mi się Karon, próbujący pokonać mój strach przed jednorożcami, usłyszałam jego śmiech, tak wyraźniej, jakby stał pod drzewem i śmiał się, wraz z Eve i Dianą. Następnie do umysłu zagościła mi wczorajsza scena. Przeczucie, że chłopak chce zrobić sobie krzywdę. Dopiero zdałam sobie sprawę jaką naprawdę jestem egoistką, żeby nie zauważyć tak oczywistego faktu. Zawsze trzymał się ze mną, od początku. Pomagał mi, troszczył się, a nawet bronił. To nie była przyjaźń. Teraz rozumiem, dlaczego dziewczyny co wieczór, przed snem szeptały, że zazdroszczą mi. Tak, nawet one to zauważyły, a ja byłam zbyt przyćmiona urokiem Dracona. Jak mogłam być tak naiwna?! Już nic nie mogę zrobić, przeprosiny to za mało. Najlepiej zostawić w spokoju to wszystko, odejść, zapomnieć. Czas przyzwyczai nas do bólu. Jeśli nie- któreś zginie za drugie. Obym to była ja. Z moim charakterem i osobowością nigdy nie zaznam spokoju na ziemi. Za to Lestrange ma tyle fanek… Na świecie jest tyle wspaniałych kobiet, a on wybrał akurat mnie. Widocznie naprawdę życie mu nie miłe i chciał je pogorszyć. Mam nadzieję, że miło mu się ułoży.
Mimo śniegu i mrozu, coraz większego i nie do wytrzymania, trwałam pomiędzy gałęziami wysokiego drzewa. Czułam się tu bezpieczna, ale i samotna. Czy człowiek może żyć samotnie? Zapewne tak, lecz każdy w końcu wpadnie w szał, oszaleje. Czy to się właśnie ze mną dzieje? Od dziecka sama, wiecznie poniżana, najgorsza ze wszystkich. Niegodna miana Śmierciożercy. Niegodna nazwiska Riddle, splamionego krwią rodów, rodzin, dzieci. Znów zapłakałam, a łzy zdawały się zamarzać na mych policzkach. Jakim cudem moje ciało wciąż się trzymało, mimo cienkiego materiału piżamy i lekkich kapci? Czemu nadal czułam delikatne ciepło, w głębi? Moja krew dawno powinna zamarznąć lub chociaż zwolnić przepływ na tyle, bym straciła przytomność. Coś trzymało mnie wciąż przy życiu, zapewne była to magia. Po głowie wciąż krążyły mi własne słowa: „Give me a break!” . Chyba rzeczywiście postaram się, by więcej mnie nie zobaczył, moja obecność sprawia mu ból. Widziałam to w jego oczach, gdy wszedł do salonu wspólnego Ślizgonów i zauważył mnie przy kominku. Chciał, bym o nim zapomniała, lecz proces ten ma być długi i bolesny. Czemu żadne z nas nie użyje Obliviate? Karonowi zapewne zależy, bym świrowała z tęsknoty. Lecz ja… Nie chcę zapominać. Pragnę pamiętać każdą wesołą chwilę spędzoną z nim, każde jego słowa otuchy, gesty, jego osobowość. Przywykłam do bólu, powinnam jakoś to znieść. Szkoda mi go. Przeze mnie zniszczył sobie życie. Przeze mnie …
… może umrzeć!
Na tę myśl, diametralnie wyprostowałam się i spadłam z drzewa. Upadek był niezbyt bolesny, ciało zdążyło mi już zdrętwieć i zamarznąć, na tyle, że nie odczuwam bólu. Szybko pobiegłam w stronę pokoju z nadzieją, że kolega nadal stoi przy kanapie. Wpadłszy do salonu, zastałam pustkę. Odrobina kurzu unosiła się od powiewu wiatru, wywołanego otworzeniem drzwi, w pomieszczeniu panował półmrok, jedynie ogień z kominka rozświetlał wnętrze. Spojrzałam na róg starej kanapy i zauważyłam zakrwawioną śrubę oraz ciemno-czerwoną strużkę na zniszczonym materiale i kamiennym podłożu. Zrobił to, tak jak przewidziałam. Ehh… Chcąc pójść do pokoju, potknęłam się o coś. Od razu spanikowana, usiadłam na podłodze i zobaczyłam zimne ciało Karona. O Boże, o Boże, o Boże! Zabiłam go! To znaczy… Tak jakby, w końcu to moja wina.
Krew na jego prawej ręce zdążyła stężeć, ukazując czerwone pręgi na bladym nadgarstku. Była taka ciemna, dobrze znałam ten tym. Nie mogłam się ruszyć, serce stanęło mi na moment, by po chwili zacząć bić z zawrotną szybkością, która omal nie rozsadziła mi piersi. Leżał tak, siny i zimny jak trup, jego klatka nie poruszała się. Mimo to, w głębi nadal iskrzyła nadziej, że jednak żyje, dlatego szybko sprawdziłam, czy tętno na jego szyi jest choć trochę wyczuwalne. Jednak zawiodłam się. Nic. Wbrew wszystkiemu zbliżyłam policzek do jego ust i znieruchomiałam. Czułam powolne, delikatne muskanie powietrza.
Jednak śmierć go nie dopadła! Biegnąc do łazienki po wodę utlenioną i bandaż, parę razy wywróciłam się, bądź zatrzymywałam z powodu napadów kaszlu. W końcu jednak dotarłam z powrotem do wykrwawiającego się Karona. Delikatnie oczyszczając ranę, modliłam się, by był cały i zdrowy. Kiedy chciałam zawiązać mu rękę bandażem, przewrócił się na drugą stronę. Zaśmiałam się cicho, orientując się, że śpi. To dobry znak. Adrenalina powoli mijała, co odczuwałam przez zmęczenie i drgawki. Olewając to, dokończyłam opatrywanie kolegi i zaniosłam go do sypialni chłopców. Ciężki! Taki malutki i chudziutki, a taki ciężki! Faceci to mają dziwną anatomię.

Hej, tu autorka! Dziś krótko, to fakt, ale jeszcze w tym tygodniu pojawi się kolejny rozdział. Dlaczego? Otóż w niedzielę (29.06.14r.) wyjeżdżam na obóz. Ale spokojnie, po powrocie będę nadal kontynuować to wakacyjne opowiadanie o... roku szkolnym (?) Haha, wiem, pogmatwane xD 
Z pozdrowieniami! 
~ P-chan 

4 komentarze:

  1. Wooo Biedny Karonek ;-;
    Jezuniu ja tego Toma Riddla zabije! Córkę tak traktować!? Zarżnąć! Na moje szczęście on i tak zginie :)
    Owww Faye dała z liścia Draco xD (szkoda że nie widziałaś jak wyszczerzyłam się do ekranu czytając ten moment)
    Czekam czekam! :3
    Zdrówko, weny i o wiele więcej komentarzy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. P-chan, to kiedy Karon umiera xD
    Hah, czeekam na dalsze rozdziały <3
    Loff loffki <3 kc kc kc XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Karon nie może umrzeć ! Nie pozwalam T^T

    OdpowiedzUsuń