sobota, 14 listopada 2015

Zaklęcie 20: Bogin

Pojawiam się przed wejściem na stadion. Słychać krzyki przerażenia, rzewne łzy dorosłego mężczyzny. Potter wrócił. A wraz z nim martwe ciało Puchona. Cedrika. Nikt się nie śmieje. Nikt nie cieszy z wygranej Gryfona.
Stoję tak przed wejściem. Uśmiecham się lekko pod nosem. Tatusiek wrócił. Nie jest to co prawda zbyt cudowna wiadomość, ale na pewno nie będzie najgorzej. Odzyskał ciało, więc większość rzeczy będzie robił na własną rękę. Co oznacza więcej własnej woli dla mnie.
Kieruję się w stronę szkoły. Potem na schody.
-Accio książka.- mówię cicho i zaraz w moich dłoniach pojawia się ciekawa lekturka. Siadam na zimnych stopniach i biorę się za czytanie. Nie mam zamiaru patrzeć jak zajmują się bezwładnym uczniem. I tak pewnie nie długo Harry mnie wyda.
 Jednak się myliłam. Nie wydał mnie. Siedział cicho i co jakiś czas rzucał mi tylko gniewne spojrzenia. Karonowi tak samo.
A koniec roku dłużył się niemiłosiernie. Zajęcia stawały się monotonne, atmosfera była ponura, wszyscy głęboko, na swój sposób odczuwali śmierć jednego z uczniów nawet jeśli go nie znali. Gościnne szkoły wyjechały, a my mięliśmy uczyć się po staremu.
 Na obronie przed czarną magią nauczyciel postanowił ponowić zajęcia z poprzednich lat i zaznajomić nowych uczniów (czyli chyba tylko mnie) z Boginem. Niesamowite stworzenie. Jest to zjawa, bez określonego kształtu. Przybiera postać twojego największego lęku, a żeby ją pokonać należy rzucić odpowiednie zaklęcie. Do tego niestety potrzebne jest skupienie, odporność umysłu. Jeśli to nie wypali, najlepiej się śmiać. Prawdziwie, bez najmniejszego udawania. Wyobrazić sobie coś śmiesznego i zignorować fakt, że stoisz przed swoim sennym koszmarem.
Zajęcia jak zwykle mieliśmy połączone z Gryffindorem. Ustawiliśmy się w kolejce, ja jako ostatnia. Nie szczególnie pocieszał mnie fakt, iż teraz każdy będzie wiedział czego się boję. A boję się wielu rzeczy, więc nigdy nie wiadomo, którą z nich przybierze postać.
Profesor wytłumaczył nam na czym to polega i poprosił Pottera aby jako pierwszy zademonstrował zaklęcie. Szafa, w której ukrywał się Bogin została otwarta. Wyleciał z niej dementor, czarny i ponury, chcący wyssać życie i szczęście. Harry przełknął ślinę, widać że nadal miał kłopoty z tą postacią.
-Riddiculus!- rzucił zaklęcie, wyobrażając sobie jednocześnie coś śmiesznego. Demon w kapturze zmienił barwę na różową, a zamiast ciemnej mgły unosiła się za nim mgiełka w kolorach tęczy. Sala wypełniła się śmiechem, kolejka ruszyła dalej.
Zaciekawiona przyglądałam się najgorszym lękom uczniów. Na przykład Hermiona bała się profesor McGongall, mówiącej, że oblała egzaminy. Typowe dla kujona. Okazało się, że Ron cierpi na paniczną arachnofobię i trudno było mu wyobrazić sobie cokolwiek śmiesznego, związanego z ogromnym pajęczakiem. Nevilla ścisnęło w żołądku na widok profesora Snape'a, lecz zaraz rozluźnił się, wyobrażając go sobie w kolorowej sukni starej ciotki. Na sali zapanowała powaga, kiedy kolejka dotarła do Draco. Widocznie nie był zachwycony tym, co zobaczył. Jego boginem był Lucjusz Malfoy, jego własny ojciec. Oznajmiał, że jest rozczarowany jego zachowaniem i chłopak zostaje wydziedziczony z rodziny. Platynowy blondyn szybko sprawił, że mężczyzna zamienił się w balon.
Kiedy zaś kolejka dotarła do Karona nic się nie pojawiło. To dopiero wzbudziło emocje w uczniach. Jedni szeptali coś między sobą, inni z przerażeniem i niecierpliwością wpatrywali się w czarny obłoczek, który wyraźnie próbował się w coś zmaterializować. Jednak na nic.
Ja zaś podeszłam do sprawy nie chętnie. Wzięłam głęboki wdech, ale widząc jednorożca stojącego tak blisko mnie, nie mogłam się ruszyć. Spanikowałam. Chyba nigdy nie odgadnę dlaczego tak bardzo przerażają mnie te zwierzęta.
Ktoś z tyłu szturchnął mnie lekko w ramię. Usłyszałam znajomy głos, choć nie pamiętam czyj. Był bardzo odległy, ponieważ mało brakowało abym zemdlała.
-Dasz radę. Już nie raz dałaś.
I tak z moich ust wydobyło się cicho zaklęcie. Stworzenie zmieniło się w pluszaka. A ja szybkim krokiem wyszłam z klasy, trzaskając za sobą drzwiami. Od razu skierowałam się w stronę wierzy zegarowej. Lubię przesiadywać tam samotnie. Usiadłam, dopiero zauważyłam jak strasznie się trzęsę. Powoli wdychałam powietrze, następnie wypuszczając je z płuc. Uspokój się - powtarzałam sobie. W końcu to tylko durny koń z rogiem. Cała ta lekcja oraz ponura aura strasznie mnie przytłaczały.
Szczerze to nie mogę doczekać się już wakacji. Może uda mi się uciec na jakiś czas od ojca. Nawet jeśli nie, obowiązki jakimi mnie obarczy będą na pewno lepsze niż to, co teraz dzieje się w Hogwarcie. Kocham to miejsce, szkoła jest tak na prawdę moim domem, ale w tym momencie mam ochotę uciec stąd jak najdalej.
A do wakacji jeszcze nieszczęsny tydzień. Tydzień, który może wiele zmienić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz